środa, 22 kwietnia 2015

Dwie strony życia (3)

Z ulgą upadłem na łóżko. Zegar stojący na szafce koło łóżka pokazywał godzinę 23:06. Zerknąłem na telefon leżący na materacu obok mnie. Zrezygnowany nawet nie podniosłem go. Dokładnie wiedziałem co zobaczę. Brak wiadomości. No cóż, będę go przepraszał do skutku. Z tą myślą zasnąłem.

~+~

Zaczyna się. Znowu. Nowe polowanie, dla przypadkowej ofiary to nowość, dla nas to rutyna. Kolejne, które jesteśmy zmuszeni oglądać. Jest jak w kinie, tylko jest jeden mały problem, my nie przybywamy na ten seans z przyjemności, a z przymusu i łaknienia zemsty. Obserwujemy jak coś ich zabija.
Ciemna postać podnosi się, i znika za drzwiami sypialni, słychać tylko stukot bosych stóp o drewnianą podłogę. Po chwili wraca. W ręku trzyma średniej wielkości nóż, ostro zakończony, z czarnym trzonkiem. Jego twarz szpeci szeroki uśmiech, jednak nie miły dla oka, przerażający.
Widziałem go kiedyś przypadkiem w ciemnej, brudnej uliczce. Od tamtej pory oglądam go przy każdym następnym polowaniu. Nie tylko ja… oni także.
Okno otwiera się powoli z cichym jękiem, a ciemna postać przerzuca najpierw jedną, potem drugą nogę i przeskakuje, lądując zgrabnie cicho na ziemi jak kot. Idziemy za nią, karmiąc się ciemną, lepką energią wijącą się dookoła niego. Podchodzimy bliżej, ale nie możemy zrobić nic innego oprócz muśnięcia co jakiś czas jego ramion, policzka, dłoni.
Czy dziś będzie inaczej? Jednak na pewno nie będzie.


~+~

Coś dotyka mojego policzka. Macham ręką i przekręcam się na bok. Słyszę prychnięcie i coś wskakuje na mnie. Otwieram oczy i zdziwiony patrzę co dostało się do mojego pokoju. Patrzy na mnie para zielonych oczu. Mrugam kilka razy by połączyć wątki i podnoszę się gwałtownie.
-Micky? Co ty tu robisz?
-Pomyślałem, że może dzisiaj znajdziesz dla mnie czas – nadyma policzki i patrzy na mnie spode łba – Widzę jednak, że wolisz spać i niepotrzebnie przychodziłem. Nie przeszkadzaj sobie.
Mruczy i zaczyna schodzić z łóżka. Łapię go za nadgarstek i zatrzymuję.
-Myślałem, że jesteś zły za wczoraj i po prostu nie spodziewałem się tego że tu przyjdziesz. Czyli nie jesteś zły? – pytam uśmiechając się szeroko. Naprawdę ulżyło mi, że nie jest na mnie obrażony…
-Nie powiedziałem, że nie jestem zły. Prawda jest taka, że jestem, i to bardzo, ale daję ci szansę mnie przeprosić i mi to wynagrodzić.
Po tych słowach uśmiecha się wrednie. No tak, mogłem się domyślić, że nie pójdzie tak łatwo. Wstaję z łóżka, przeciągam się i patrzę na chłopaka. Ten rozwalił się na moim łóżku i obserwuje mnie. Kieruję się do łazienki. W progu pokoju pytam jeszcze:
-A co chcesz robić księżniczko?
Zaraz potem ze śmiechem zamykam drzwi, w które uderza poduszka.

Gdy po chwili wracam do pokoju zastaję obie moje poduszki wraz z kołdrą tarasujące drzwi. Unoszę brew i kieruję wzrok na konstruktora tej jakże wytrzymałej budowli. Chłopak jak gdyby nigdy nic siedzi na łóżku z jakąś książką. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Biorę pościel i rzucam z powrotem na posłanie. Oczywiście „przez przypadek” trafiając również w Michaela. Ten dopiero wtedy podnosi na mnie wzrok, odkłada książkę i łapie za poduszkę znowu celując, ale tym razem tak się śmieje, że na pewno by mnie trafił. Zabieram mu ją i odkładam na bok.
-To co będziemy dzisiaj robić? – pytam znowu. Chłopak zamyśla się po chwili kręcąc głową.
-Nie zaplanowałem nic na 100% i liczę tez na twoją kreatywność, ale przygotuj się na cały dzień w moim towarzystwie – uśmiecha się szeroko.
-To będzie dla mnie sama przyjemność… księżniczko – śmieję się słysząc jego prychnięcie, a chwilę potem czuję łokieć na swoich żebrach. Z trudnościami znowu się uspokajam – No dobrze. To gdzie najpierw?
Chłopak poważnieje i patrzy na mnie ze skupieniem.
-Najpierw muszę z tobą porozmawiać – mruczy. Uniosłem brew czekając aż powie coś więcej – Mogę tu zamieszkać?
**********************************

Postanowiłam nie kopiować znowu pytań z LA. Są w poście na Onecie, więc po co xD Tak, więc od teraz będą już same świeże posty ^^

<Wstawiam i tu obrazek na którym wzorowany był kropka w kropkę Shane xD Jak już pisałam ja go nie opisałam tak ładnie i szczegółowo, ale takie rzeczy nigdy mi nie wychodziły>


Kuroko no Basuke ~other story~ Rozdział 16 "Nieobliczalny"

~Noc. Wszędzie pełno ludzi. Światła z lampionów. Zapach smakowitego jedzenia na stoiskach. Gdzie ja jestem? Poczułam, że coś mnie ściska z tyłu. Odwróciłam się. Węzeł z obi. Zwisające rękawy z przedramion. Co ja mam na sobie? Kimono? Nie, za lekkie. Yukata. Stałam na środku kamiennej drogi prowadzącej do świątyni. Nade mną nocne niebo przykryte koronami drzew. Piękne. Ktoś mnie chwycił za rękę. Odwracam się, ale nie widzę twarzy. Ciągnie mnie w nieznane miejsce. Czemu nie krzyczę? Czemu się uśmiecham? Przekraczamy bramę wejścia. Idziemy w las, pod górę. Idę za nim. Patrze tylko na jego tył głowy. Uścisk na mojej dłoni jest silny, ale równocześnie delikatny. Jestem spokojna i... bezpieczna? Jakbym go znała. Nie męczę się wędrówką. Wprost przeciwnie moja ekscytacja zwiększa się w każdym krokiem. Oddech przyśpiesza. Czuje, że ta droga nie ma końca, jednak już po chwili za drzewami ujawnia się płaski szczyt wzniesienia. Nie daleko krawędzi znajduje się ławka zbudowana z kamienia. Idziemy dalej i siadamy na siedzisku. Skąd widać całe wydarzenie. On mówi do mnie lecz nic nie słyszę. Czuję jego uśmiech na twarzy. Coś mi każe patrzeć w niebo. Spoglądam tam. Gwiaździste niebo. Nagle zostaje pokryte kolorowymi światłami. Fajerwerki. Łowię uchem odgłos odpalania następnych i ich wybuch na sklepieniu. Przecudne zjawisko. Ponownie zerkam na towarzysza z półuśmieszkiem. Ujmuje moją rączkę łagodnie. Ciepło rozchodzi się po moim ciele, zwłaszcza po policzkach. Powtórnie przemawia do mej osoby. W tle słyszę imię. Na początku ledwo słyszalne, z czasem staje się bardziej uchwytny. Kushina... Kushina... To moje imię. Ten głos jest taki znajomy. Melodyjny i miły dla moich uszu. Coraz głośniej wymawia je. Kushina... Kushina... Obraz się zamazuje. Widzę jasne jak słońce światło przed sobą. Kroczę w jego kierunku i ogarnia mnie ciemność.~

-Kushina. Wstawaj. Zaraz dojedziemy na miejsce.- lekkie szturchnięcie w ramię przywróciło mnie do żywych. Rozchylam delikatnie powieki. Rozmazane kolory zaostrzają się. Stają się wyraźnym obrazem pochylającego się nade mną chłopaka. Jego głowa, ze sterczącymi na wszystkie strony świata włosy, akurat przysłaniały Słońce, które świeciło na mnie. Wyglądał niczym anioł. Brakowało mu co prawda aureoli, białej szaty i skrzydeł jak to w każdym banalnym opisie. On był inny. Wyjątkowy. Czas się dla mnie zatrzymał, gdy wpatrywałam się w niego. Mogłaby tak godzinami wysłuchiwać jak mówi moje i....-Kushina-....mię...Mów jeszcze....proszę....
-He? Jeszcze nie wstała? Nawet ja bym tyle nie spał.
-Czy, aby na pewno, Dai-chan?
-Ciebie nikt nie przebije w spaniu, Aomine.
-Hee~Co stoicie w przejściu~Tarasujecie drogę~Wkurzające~
I czar prysł. Zupełnie jak bańka mydlana. Żegnaj aniele, żegnaj śnie. Wracamy do normalnego życia.
-Nie krzyczcie tak i idźcie już. Zaraz będziemy- reszta kiwnęła głowami i wyszła. Powoli podniosłam głowę z szyby. Przetarłam leniwie oczy-Myślałem, że już nie wstaniesz- usłyszałam melodyjny chichot z boku.
-Przy tamtych nie da się spać, nie ważne jak bardzo by się chciało.- oboje parsknęliśmy śmiechem. Spojrzałam za okno lecz nie wiele było widać. Tylko hotel i uczniów wypakowujących swoje bagaże z bagażnika.- To już tu?
-Tak. Idziemy?- Wstał i jak gentleman podał mi rękę. Pewnie ją chwyciłam. Pociągnął mnie lekko ku górze. Również stałam na obu nogach. Oczywiście jak na Akashi'ego przystało pokazał mi gestem bym poszła pierwsza. Kiedy chciałam robić krok moja ścierpnięte kończyny odmówiły posłuszeństwa. Prawie upadałam, ale jego ramiona uniemożliwiły mi to.
-Bądź ostrożna. Nogi Ci zdrętwiały od siedzenia?
-Troszkę- odpowiedziałam
-Właśnie widzę te "troszkę". Poruszaj powoli nogą, aż będzie dobrze.- obracałam swobodnie nogą w różnych kierunkach, kurcząc przy tym mięśnie na zmianę. Po chwili bezwład minął i odsunęłam się nieco od chłopaka- Lepiej?
-O wiele lepiej. Jak zawsze miałeś racje, Akashi
-Wiem o tym. Dobra idziemy?- Skinęłam głową. Ruszyliśmy do przedniego wejścia. Jak zaczęłam schodzić po schodkach po czerwonowłosym poczułam znajomy, tępy i mocny ból w prawym kolanie. Syknęłam. Złapałam się na bolesne miejsce. Nie, tylko nie teraz....
-Kushina! Ok?- Od razu podbiegł do mnie Seijuurou. Miał zmartwioną minę
-Ok. To tylko....- Powiedzieć mu? Chyba powinnam, ale zauważyłam, że wszyscy na nas patrzą. Nie teraz, nie tutaj-...ee....tamte zdrętwienie. Nie musisz się martwić. Rozchodzę to i będzie lepiej.
-Uważaj na siebie, ok? Muszę pomóc innym składom w zakwaterowaniu. Później się spotkamy.
-W porządku, Akashi- Gdy patrzyłam się w oddalającą się sylwetkę kapitana. Przywlokłam się do kufra z walizkami. Zanim po nią sięgnęłam czyjaś ręką mnie uprzedziła. Postawiła moją własnać przede mną. Luknęłam w górę.
-Shirogane-sensei!- Co on tu jeszcze robi
-Twoje kolano, Hanasami?- Patrzył na mnie jak sęp na padlinę.
-Tak, sensei- szepnęłam cicho.
-Hmm....mam nadzieje, że pamiętasz naszą rozmowę na ten temat, prawda?
-Tak, pamiętam.

*retrospekcja*

"-Jesteś pewna, by dołączyć?
-Tak. Jestem tego pewna, sensei.-Stałam właśnie w pokoju nauczycielskim i rozmawiałam z Shorogane-sensei. Był głównym trenerem klubu koszykówki. Prosiłam, aby wziął mnie do zespołu
-A Twoja chondromalacja w kolanach? Nie będzie problemem
-Nie, sensei. Z moimi kolanami jest coraz lepiej.
-To dobrze, bo nie chce, żeby to wpłynęło negatywnie na drużynę, rozumiesz?
-Zrozumiałam.
-To Twój jedyny warunek pozostania w drużynie.
-Tak, Shirogane-sensei"


*koniec retrospekcji*

-Czyli wszystko w porządku?
-Tak, czy mogę już iść?
-Oczywiście- Na szczęście tylko na rozmowie się skończyło. Shirogane- sensei może wygląda na sympatycznego gościa lecz prawda jest taka, iż jest zupełnie inaczej. Odkąd on zostało głównym trenerem współczuje chłopakom. Jego trening" to tortury. Wyżywa się na nie tylko na pierwszoklasistach, tylko na całym zespole. Po moim pierwszym spotkaniu z nim mam do niego dystans.Skończ o nim myśleć, bo mnie krew zaleje. Wdech, wydech i ponowna fala bólu. Spróbuj iść prosto. Spróbuj iść równo. Moja mantra na najbliższy czas. Ledwo doczłapałam się do naszego lokum. Wnętrze przypominało tradycyjny japoński dom. Czuć nawet te atmosferę, chociaż psuł go trochę automat do zimnych napojów obok kontuaru. Tylko jedno mi tu nie pasowało. Nikogo prócz mnie tu nie było. Gdzie wszystkich wywiało?
-Szukasz czegoś, kochaniutka?- odezwała się starsza pani za swojego biurka. Była ubrana w tradycyjną kremową yukatę z krótkimi ramionami, opasana była wąskim oraz dość luźnym szarym obi. Siwe włosy spięte w rozwalającego koka. Twarz miała łagodną i miłą.
-Tak. Gdzie poszła grupa, który tu przed chwilą przyjechała?
-Chodzi Ci o tych koszykarzy?
-Zgadza się.
-Poszli w stronę zachodniego korytarza, ale ty jesteś dziewczyną. Co z nimi robisz?
-Pomagam im. Czy Pani widziała tu taką dziewczynę w moim wieku?
-Hm... taką w różowych włosach?- Skinęłam jej głową.- Wzięła klucz i poszła szukać swojej współlokatorki.....
-Kushina! Tu jesteś! Wszyscy myśleli gdzie się podziałaś!- Niczym grom z jasnego nieba wpadła Momoi
-Tu jestem. Miałam lekkie problemy z bagażem, więc trochę mi to zeszło.
-Panienko skoro znalazłaś swoją koleżankę odprowadź ją do pokoju, dobrze?- starsza pani powiedziała do różowowłosej. Obie udałyśmy się do wspomnianego wcześniej przez kobietę holu. Miałyśmy trzeci pokój po prawej. Momoi rozsunęła drzwi i wpuściła mnie pierwszą. Jeden duży pokój.Neutralne kolory ścian. Na podłodze maty tatami gdzie był stolik po środku. Na przeciwko drzwi duże okno. Nie, to były drzwi od małego tarasu. Podeszłam tam i przesunęłam kolejne drzwi. Widok jaki dostałam był idealny. Widok na morze i plaże. Lepszy już być nie mógł.
-Pięknie, prawda?- Nie znałam słów by opisać jak pięknie to wyglądało.- Za 30 minut mamy kolacje, więc można się trochę odświeżyć. Właśnie, musisz jeszcze łazienkę zobaczyć!- Poszłam za nią. Po przekroczeniu progu nie zobaczyłam normalnej łazienki, bardziej łaźnie. Pod ścianką były kraniki i słuchawki prysznicowe. W kącie drewniane małe krzesełka do siedzenia. Najlepszym miejscem była centralna część pomieszczenia. Gorące źródła. Żyć nie umierać.
-Wiedziałam, że Ci się spodoba, a wiesz co jest jeszcze fajniejsze?- zerknęłam na nią- Chłopaki z pierwszego składu są za tą ścianą- wskazała na lewą ściankę, która była pokryta słomą lub czymś podobnym. Chwila....
-Jak to chłopaki tam są? Którzy?!
-Dai-chan, Midorima-kun, Muk-kun,Nijimura-senpai, Haizaki-kun i Akashi-kun, nie słyszysz ich?- prawda, teraz poznałam głos Aomine... ale jak by będziemy się kąpać, a oni będą nas....
-Ee...Momoi, nie boisz się, że oni będą....wiesz
-Podglądać nas?- Przytaknęłam jej- Nie, bo jest tam Nijimura- senpai. On ich przypilnuje. Aczkolwiek, Kushina uważaj na Haizaki'ego, jest dość....nieobliczalny.
-W sumie to który to?
-Nie znasz go? Aa... to w sumie możliwe. Haizaki jest w naszym wieku. To ten w szarych włosach. Niższy skrzydłowy. Często go nie ma na treningach, czy meczach, bo zawsze daje jakieś wymówki. Poza tym gra zbyt brutalnie jak dla mnie. Podrywa każdą dziewczynę w szkole, a potem je porzuca. Dlatego Kushina nie zostawaj z nim sam na sam.
-To dlaczego gra?
-Jest dobry, tylko go trzyma na boisku. Chociaż nie gra do końca fair, ale nie ma podstaw by go wyrzucić.- Naszą rozmowę przerwało pukanie do pokoju. W wejściu stał Nijimura senpai i powiedział, że zaraz obiad. Na stołówce były wydzielone stoliki po 8 miejsc. Akurat nasze dwa miejsca znalazły się przy stole pierwszego skład. Obie usiadłyśmy koło siebie. Po jej lewej był oczywiście Aomine, a po mojej prawicy właśnie usiadł Akashi. Puste miejsce było tylko naprzeciw mnie.
-Z nogą już ok?-zapytał
-Już nie boli.
-To dobrze-
-Akashi- Midorima zwrócił naszą uwagę.- Haizaki- popatrzyliśmy na wejście. Wtedy przyszedł on. Dość aroganckim krokiem z głupim uśmieszkiem na ustach. Usiadł na wolne miejsce. Jego wzrok padł po kolei na wszystkich kończąc na mnie.
-Ciebie jeszcze nie znam, mała.
-Nie jestem mała, jasne.- zaczęłam powoli jeść nie zwracając na niego uwagi.
-Ostra. Co ty na to, żeby się bliżej poznać. Pewnie już o mnie słyszałaś. Jestem Haizaki Shougo, a ty, mała?
-Shougo, daj spokój i jedz.- zwrócił mu uwagę chłopak obok mnie.
-Nie mogę poznać naszej nowej menadżer, Akashi?- ich spojrzenie się skrzyżowało jakby mordowali się nawzajem.- To jak, mała?
-Nie jest Ci to potrzebne i powtarzam po raz kolejny nie jestem żadna mała.
-Haizaki, nie gadaj tylko jedz to co masz na talerzu, bo inaczej z Tobą się uporam- W tej chwili kroczył Nijimura i tamten ucichnął. Chociaż jak widziałam po ruchu jego warg jedno zdanie "Później pogadamy".

*************

Po wieczornym treningu chłopaków mogliśmy już iść do pokoi spać. Gdy moja tymczasowa współlokatorka wyszła. Poszłam się umyć. Wizja gorących źródeł jest zbyt kusząca jak dla mnie. Po dokładnym umyciu włosów powoli weszłam do ciepłej wody. Moje mięśnie krzyczą, a później wszystko się rozluźnia. Moje kłaki związałam, by nie przeszkadzały. Brzegi tej "wanny" były okryte kamieniami, więc położyłam na jednym z nich złożony ręcznik. Umieściłam na nim moją główkę i patrzyłam na bezchmurne nocne niebo. Łaźnia nie była kryta, więc ładnie widać sklepienie. Całkiem jak w moim śnie. Przymknęłam oczy. Rozkoszowałam się kąpielą i tamtym wspomnieniem. Rozmyślanie przerwał mi śmiech ludzi na ścianą. Odruchowo głębiej się zanurzyłam, by się zasłonić. Słuchałam ich rechotu, aż miałam uśmiech na twarzy. Gdy ich tematy zeszły na bardziej....intymne duszno mi się zrobiło, dlatego wyszłam z wody. Okryłam się dokładnie ręcznikiem. Weszłam do środka. Przebrałam się szybko w piżamę. Zaczęłam rozczesywać włosy mokre, teraz ciemno rude podchodzące pod brąz. Zaczynając od końcówek coraz wyżej. Gdy skończyłam popatrzyłam się w lustro, naprzeciw którego stałam. Sprawdziłam długość. Do łopatek. Nie jest źle. Tylko nie wzięłam suszarki, więc te, w bieżącej chwili, proste włosie, zmieni się rano w kręconą szopę. Cudownie. Pukanie wyrwało mnie z transu. Na mój pech zamiast kogoś normalnego widziałam jego.
-Haizaki, nie wiesz, że nie wchodzi się do czyjegoś pokoju bez pozwolenia?
-Nie muszę czegoś takiego mieć. Poza tym interesuje się Tobą, a nie pokojem.
-Czego chcesz?- krzyżowałam ręce na piersi i chyba to był mój błąd.
-Już mówiłem Ciebie. Co taka dziewczyna jak TY robi w klubie koszykówki?- podchodził coraz bliżej mnie. Z każdym jego krokiem ja cofałam się o tyle samo.
-Bo chciałam. Wystarczy? Teraz już idź.- Przy plecach miałam już tylko ścianę. Moja odważna postawa topniała z każdą sekundą. Zaczęłam się bać.
-A jak powiem, że nie? To co mi zrobisz?- Stał zdecydowanie za blisko mnie. Co on chce zrobić? Niech ktoś mi pomoże. Momoi, gdzie jesteś? Aomine? Mura? Ktokolwiek? Jedną ze swoich nóg przystawił pomiędzy moje. Podniósł swoją dłoń. Chciał mi przystawić do policzka, kiedy raptownie usłyszałam ten donośny głos
-Haizaki! Zostaw ją!- Odwróciłam głowę w stronę wejścia. Stał w nich Akashi. W oczach zbierały się łzy, ale nie dałam im wyjść. Shougo leniwie się ode mnie odsunął
-Co chcesz, Akashi, nie widzisz, że mi przeszkadzasz?
-Wyjdź skąd. Już.
-Tss...Z Tobą nie ma zabawy.- Zbliżał się do wyjścia. Stanął jeszcze koło czerwonowłosego.
-Nie zbliżaj się do niej. To rozkaz.
-Jesteś śmieszny. Wiesz, że jeśli czegoś chce to do dostanę. Nie ważne jak.
-Ale jej nie. Jest moja.
-Zobaczymy jeszcze- i wyszedł. Seijuurou podszedł do mnie. Patrzył na mnie jakby sprawdzał, czy wszystko mam na miejscu.
-Nic mi nie jest- powiedziałam
-Przepraszam Kushina. To nie powinno się zdarzyć. Powinienem Cię bardziej pilnować. Przepraszam.- Jego wzrok utkwił gdzieś w ścianę, ręka zgięła się w pięść, aż było widać białe kostki. Ostrożnie ją objęłam swoją dłonią. Natychmiastowo nasze oczy znowu się spotkały.
-Nic mi nie jest-powtórzyłam- Rozluźnił piąstkę nawet nie wiem w którym momencie poczułam jego rękę na ramieniu. Potem pociągnięcie, by w końcu znaleźć się bezpiecznie w jego ramionach.Twarz miałam na wysokości jego obejmującego moją szyję ramienia. Byłam mocno zaskoczona- Akashi?
-Już Ci się nie stanie krzywda. Nigdy więcej. Już ja tego dopilnuję. Obiecuje Ci, Kushina.- Znowu łzy w oczach. Odwzajemniłam uścisk.
-Dobrze.

"Mistrz Wushu" Tao (EXO)

-[T/I]!Spakowałaś się już?! Zaraz wychodzimy, bo samolot odleci!- krzyknęła Twoja mama z salonu. Dziś miałaś przeprowadzkę. Twa rodzicielka dostała nową pracę, niestety za granicą. Musiałaś opuścisz Polskę i jechać prawie, że na koniec świata. Nie chciałaś tego. Wolałaś jej starą posadę, swoją szkołę, znajomych, a przede wszystkim mówienie w swoim ojczystym języku.
-Już idę....- odparłaś dość niechętnie. Kiedy wyszła już z mieszkania, Ty spojrzałaś na nie ostatni raz. Wspominałaś mnóstwo chwil związanych z tym miejscem. Już czas. Pomyślałaś. Przestąpiłaś próg, zamykając drzwi. Dołączyłaś do mamy w taksówce i jechałaś na lotnisko.

*****

-Lot 230 do QingDao, odlatuje z bramki numer 5. Pasażerów proszę o udanie się wskazane miejsce- usłyszałaś głos
-To nasz samolot- powiedziała do Ciebie matula- Chodźmy już.- Po wszelkich sprawdzeniach byłaś na swoim siedzeniu na pokładzie. Gdy słyszałaś, że można już używać urządzeń elektronicznych, założyłaś słuchawki na uszy i włączyłaś swoją ulubioną muzykę. Ledwo co wystartowaliście, a zaczynałaś tęsknić. Myślałaś o tym co się wiązało ze starym domem, o przyjaciołach, o planach, których już nie dasz rady spełnić. Przez to co szybko zasnęłaś. Dopiero później zostałaś obudzona przez mamę, gdy byłyście już na miejscu. Pierwsze Twoje wrażenie? Szok. Na lotnisku było wiele ludzi mówiących dość głośno. Niby sprawiało to wrażenie normalnej codzienności, jednak był jeden ważny i pomijany aspekt. Nie znałaś języka, więc czułaś się zagubiona. Nawet nie zarejestrowałaś, kiedy wsiadłaś do taksówki i zaczęłaś następną podróż do nowego domu. Po drodze mijałaś różne budynki, pomniki oraz oczywiście reklamy w języku chińskim. Alfabet arabski zastąpiły tajemnicze znaki. Ogarnął Cię lekki strach. Ty masz się tego wszyściutkiego nauczyć? Po dotarciu na miejsce spojrzałaś okolicę. Jak się spodziewałaś dość niewielkie osiedle. Bloki w kolorze piaskowca ustawione w kształt przypominający sześciokąt. Taksówkarz był na tyle miły, że pomógł wam zanieść bagaże na 2 piętro w pierwszej klatce blokowiska. Gdy otworzyły się drzwi bałaś się wejść. Wzięłaś głęboki oddech. Wkroczyłaś w wnętrze. Szaro. W sumie to normalne, przecież trzeba zacząć od początku. Mieszkanie było duże jak na dwie osoby. Standardowo kuchnia, łazienka, salon i 2 pokoje. Poszłaś w stronę jednego z nich, który miał być od teraz Twoim. Był większy niż poprzedni i pusty. Podczas, gdy twoja mama rozmawiała z jakimś gościem, Ty wyszłaś na dwór. Przechodziłaś koło parku. Postanowiłaś do niego zajrzałaś. Dużo ludzi grających w różne dyscypliny sportowe. Starcy uprawiający jogę. Poszłaś dalej, w głąb, wśród gęstych drzew zobaczyłaś jakąś postać. Chłopaka o czarnych włosach. Zaczesana na prawo grzywka zasłaniała czoło. Był wysoki, widać, że wysportowany i przystojny. Teraz po prostu stał z zamkniętymi oczami. Trochę, cię to zdziwiło, ale po chwili wyrzucił swoją rękę do przodu, potem nogę, obracają się przy tym. On.... trenował? Zaintrygowało się to. Był niesamowity. Każdy ruch płynny i przemyślany. A sam osobnik opanowany i spokojny. Chcąc podejść bliżej nie zauważyłaś na ziemi patyka, którego nadepnęłaś, a jego dźwięk rozszedł się na około. Chłopak stanął w miejscu i spojrzał w Twoją stronę. Patrzyłaś chwilę na niego, a potem zawstydzona uciekłaś. Podbiegł za Tobą, lecz stanął i patrzył tam, gdzie zwiałaś. Kiedy odwróciłaś się za siebie, nie dostrzegłaś, iż wpadłaś na kogoś. Upadłaś na ziemię
-Ej! Uważaj gdzie leziesz!- krzyknął na pewno starszy od ciebie rosły chłopak. Oczywiście nic nie zrozumiałaś. Wstałaś i powiedziałaś cicho 'Przepraszam' na co on i jego banda spojrzeli po sobie dziwnie. Po czym powiedział jeszcze
-Co? Nie rozumiesz po chińsku? Pff.... Przyjeżdżasz sobie do obcego kraju nawet języka nie znasz!- zaśmiał się.- Poza tym spójrz na siebie, jesteś tylko tanią europejką!- nie wiedziałaś co mówili, ale zapewne kpili sobie z Ciebie. Wtedy podszedł do Ciebie i pchnął na ziemie z wielką siłą. - Lepiej wracaj tam skąd przybyłaś- i poszli sobie. Świetnie już pierwszego dnia nabawiłaś się wrogów. A kawałek od ciebie, w cieniu bloku, ktoś Ci się przygląda.

*****

Tydzień później musiałaś iść do szkoły. Nie dość, że byłaś w 1 klasie liceum to do tego to był Twój pierwszy dzień, więc przypał murowany. W klasie wszyscy się na Ciebie dziwnie patrzyli, jakby widzieli kosmitę, wtedy ty jeżdżąc wzrokiem po klasie zobaczyłaś czarne, czarne, czarne, blond, czarne.... Chwila.... Blond włosy?! Wpatrzyłaś się w nią. Była to dziewczyny, bynajmniej z Europy. Oczy miała jasno brązowe oraz w odróżnieniu od innych miała uśmiech na ustach. Twoja nauczycielka powiedziała, że ona będzie Ci pomagać w szkole, dlatego usiadłaś obok niej. Po lekcji dowiedziałaś się, że nazywa się Marta. Mieszka tu od 4 lat, wcześniej żyła w tym samym mieście co Ty. Oprowadziła Cię po szkole. Dobrze, ze byłą z Tobą, bo inaczej byś się na pewno zgubiła. Na obiedzie usiadłaś z nią i opowiedziałaś jej całą swoją historie. Myślałaś, że znalazłaś jedyną przyjaciółkę.
-Więc... twoja mama znalazła tu pracę i przyjechałaś z nią?- to była jedyna osoba, którą rozumiałaś, z czego się niezmiernie cieszyłaś. Kiwnęłaś jej głową potwierdzając. W ten do pomieszczenia weszła znana Ci już grupka ludzi. Spojrzałaś na nich, a oni na Ciebie. Od razu z uśmiechamy podeszli do Was i zrzucili Ci tacę z jedzeniem na podłogę
-A ty co? Jeszcze tu? Mówiłem Ci wczoraj, żeby wyjechała!
-Wu Fen! Odczep się od niej!- broniła Cię koleżanka
-Przymknij się! Ona tu nie pasuje nie widzisz?! Nie jest skąd! - wskazał na Ciebie
-Ja też nie! Ona jest z tego samego kraju co ja, więc co z tego?!- Kłócili się, a ty nic nie zrobiłaś tylko patrzyłaś na nich
-Ty przynajmniej umiesz się obronić- spojrzał na Ciebie- A to coś nawet słowa powiedzieć nie umie- patrzył się na Ciebie w wielką pogardą. Znowu się zaśmiał i poszedł. Teraz miałaś łzy w oczach. A Marta cię pocieszała. Na drugim końcu zobaczyłaś chłopaka. Tego z parku. Wzrok miał wlepiony w Twoją postać. Gdy spotkał Twoje oczy, odszedł w stronę drugiego wejścia.
Przez ten czas, uczyłaś się chińskiego. Nie było to łatwe, ale pomoc ze strony nauczycieli i przede wszystkim Marty dużo dała. Zawsze po lekcjach przychodziła do Ciebie, pytała, tłumaczyła gramatykę, ogólnie dużo da Ciebie zrobiła.Dzięki niej umiesz już komunikować się, normalnie rozmawiać. Jednakże nękanie Ciebie nie ustawało. Wu Fen ze swoją bandą wciąż Tobą pomiatali. Każdego dnia. Uciekałaś przed nimi lecz oni byli szybsi. Dowiedziałaś się, że są w ostatniej klasie i cała 5 trenowała Wushu, czyli tutejsze sztuki walki. Zawsze kiedy byłaś przez nich dręczona, to widziałaś tamtego chłopaka z parku. Pewnego dnia podczas przenoszenia słowników z klasy do biblioteki z Martą, zrobiłyście sobie lekką przerwę. Spojrzałaś w okno. Na boisku szkolnym odbywał się właśnie w-f. Chłopcy właśnie mieli zaliczenie z biegów. Zobaczyłaś na początku bieżni Wu Fen'a oraz....
-Marta, jak nazywa się ten chłopak, który biegnie z Wu Fen'em?- przyjaciółka spojrzała też tan
-To Huang Zitao. Chodzi do 3 klasy. A co? Spodobał Ci się?
-Wcale!
-Szkoda. Chociaż dużo dziewczyn go lubi, ale on nie zwraca na żadną uwagi. Ciągle jest sam. Nie jest zbyt przyjazny. W sumie niewiele osób wie jaki ma charakter.To chłopak zagadka.
-Zitao.....- szepnęłaś. Zobaczyłaś potem jak biegną. Tao z łatwością przegonił Wu i wygrał wyścig. Byłaś zaskoczona, nigdy nie widziałaś, że ktoś może tak szybko biegać. Chłopak jakby wiedział, że patrzysz na niego i spojrzał w akurat to okno, w którym Ty stałaś. Uśmiechnął się, a ty pogoniłaś koleżankę do biblioteki.
Pod koniec dnia cieszyłaś się, gdyż dziś ani razu nie spotkałaś Wu i jego bandy. Już miałaś wychodzić, kiedy ktoś pociągnął się w głąb szkoły za ramię.
-A ty dokąd? Skończyliśmy z Tobą?- trzymał się mocno za ramiona
-Puść mnie!!
-O! Proszę, proszę. Umiesz mówić....Może w końcu zrozumiesz, że Ciebie tu nie powinno być- kiwnął głową na swoich pomocników, którzy zabrali Twój plecak i wysypali Ci stamtąd wszystkie książki.
-To Ci nie będzie potrzebne- kopnął podręczniki na ziemie, kiedy chciałaś ją podnieść , Wu odepchnął się. Upadłaś na ziemie. Jak miał Cię uderzyć z pięści, zamknęłaś oczy, zakryłaś twarz rękami. Czekałaś na cios. Gdy po dłuższym czasie nic nie poczułaś otworzyłaś oczka.Widok jaki zobaczyłaś oszołomił Cię. Jego ręka została zatrzymana prze inną. Spojrzałaś w górę. Stał tam Wu i Zitao
-Zitao, puść mnie!
-Odwal się od niej albo pożałujesz, Wu Fen- powiedział poważnie i dość strasznie. Twój wybawca zrobił jeden ruch i wykręcił rękę Fen'owi. Wu zabrał rękę i rzucił 'jeszcze zobaczysz' Tao wstawił swoją dłoń ku Tobie, abyś ją chwyciła. Z lekkim zawahaniem podałaś mu swoją.
-Już nic Ci nie zrobią- powiedział. W tej chwili miał zupełnie inną minę. Bardziej ciepłą, zatroskaną. Byłaś dość blisko niego, by dostrzec jego ciemne worki pod oczami. Z nimi wyglądał trochę jak panda.
-Dziękuję za pomoc- szepnęłaś
-Nie ma za co, jednak mogłem wcześniej zareagować, a nie dopiero teraz- pozbierał Twoje książki i wsadził je do plecaka.- Może odprowadzić Cię do domu?- uśmiechnął się
-Nie musisz.- jednak on już szedł z Twoim plecakiem w kierunku wyjścia.- Poczekaj!- Gdy go dogoniłaś, zapytał
-Tak w ogólne, jak masz na imię?- Zatrzymał się na chwile
-[T/I].
-Miło Cię poznać. Jestem Huang Zitao, ale mów mi Tao.- Podał Ci rękę
-Ciebie również Tao- zarumieniłaś się. Poszliście dalej. Trzymał Twój plecach aż pod same drzwi mieszkania. Później powiedział tylko "Przyjdę po Ciebie rano". Wszystko inne było nie ważne. W myślach miałaś tylko niego.
Jak obiecał następnego dnia czekał na Ciebie przed blokiem. Czułaś leciutkie skrępowanie. Chociaż miało to swoje plusy, nie bałaś się już nikogo, dzięki Tao. Potem rozmawialiście długo. Bardzo długo, nawet w szkole na przerwach. Wu Fen przestał Cie dręczyć. Zawsze kiedy przychodził obok "Panda" przyciągała Ciebie do siebie. Po jakimś czasie słuch o nim zaginął, przeniósł się do innego miasta, a ty? Cóż byłaś bezpieczna, bo miałaś przy sobie swojego Tao. Tak, SWOJEGO. Wyznał Ci miłość miesiąc po tamtym wydarzeniu. Też go kochałaś, a teraz byłaś szczęśliwa. Miałaś własnego mistrza Wushu.

Kuroko no Basuke ~other story~ Rozdział 15 "Wyjazd"

Od czasu mojego pierwszego meczu minęło trochę czasu. Zagraliśmy potem jeszcze 3 spotkania. Teraz czekamy na ćwierćfinał. A wraz z nim upragnione przez wszystkich uczniów wakacje. W końcu trochę odpoczynku. Mam dość siedzenia nad książkami i treningami. Miałam mało czasu dla siebie i kogokolwiek innego. Nie wliczając Akashiego. Z nim spędzałam większość mojego czasu. Zaczęliśmy więcej rozmawiać o sobie, a nie tylko co zrobić na obiad i co kupić. Dzięki treningom zbliżyliśmy się do siebie. Wobec mnie nie był taki obojętny. Częściej widziałam jego uśmiech niż inni. Czasami nawet omawiał ze mną plany na ćwiczenia treningowe. Pamiętam jak któregoś dnia przyszedł na przerwie do sali, gdzie mieliśmy omawiać szczegóły następnego treningu. W rekach miał jakaś plansze do gry. Wyjaśnił mi, że ta gra nazywa się shogi. To tradycyjna japońska gra. Trochę podobna do naszych szachów. Trochę zajęło zanim się nauczyłam nazw pionków, czy czegokolwiek innego. Na szczęście Akashi to świetny nauczyciel. Nie denerwował się, gdy zrobiłam coś źle i pochwalał, kiedy w końcu pojmowałam. Mówi się, że żółtodzioby mają farta, no cóż..... nie w tym przypadku. Na wszystkie rozegrania, przegrywałam. Oczywiście chłopak mówił, że może innym razem, co kończyło się ponowną grą. Miłe spędzone popołudnia. Tak w sumie minął mi miesiąc.

~**~

-Pamiętajcie o zgodach na poniedziałek, inaczej nie pojedziecie!- jak po każdym treningu kapitan informuje o sprawach bieżących lub przypomina o innych rzeczach. Zbliżają się koniec I semestru, a co za tym idzie wakacji. W końcu trochę odpoczniemy. No.... może nie wszyscy. Aha, żebym nie zapomniała. Pytanie kluczowe: Po co te zgody? Na obóz. Otóż klub koszykówki Teiko od kilku lat, co rok, organizuje letnie obozy treningowe. Sama byłam zdziwiona, że coś takiego jest lecz zapowiada się fajnie. 2 tygodnie nad morzem,słońce, plaża i
-Kushina, poczekasz jeszcze chwile? Muszę pogadać jeszcze z trenerem.- z myślenia wyrwał mnie jego głos.
-P-pewnie- tak, jeszcze on. Może to dziwnie brzmi, bo niby razem mieszkamy, jednak wciąż się ekscytuje.
-Kushi-chan, pamiętaj, żeby ładne bikini spakować na wyjazd- Momoi nagle wtargnęła mój umysł. Lekki rumieniec pojawił się na moich polikach
-Momoi, nie mów tego tak na głos....- skarciłam ją cicho.
-Czemu? Przecież masz ładną figurę. Trzeba eksponować swoje atuty. Musisz być pewniejsza siebie. A tak między nami, jaki chłopak nie oparłby się dziewczynie w bikini- ostatnie dodała szeptem
-Momoi!
-Satsuki, skończ już onieśmielanie Kushiny- przerwał nam czerwonowłosy
-Właśnie. Patrz, zrobiłaś z niej buraka- no jego jeszcze tu brakowało!
-Bez przesady Dai-chan, to tylko koleżeńska rada
-Dobra my się zbieramy, prawda?- to pytanie było skierowane do mnie. Nie spojrzałam na chłopaka, tylko skinęłam głową. Myśl, że on to słyszał, dobijała mnie.
-My też się już idziemy. Do poniedziałku- pozostaliśmy sami
-Wszystko w porządku?- ponownie skinęłam- Spójrz na mnie- wykonałam polecenie. Twarz miał łagodną, a w oczach widziałam to drobne rozbawienie.- Satsuki czasami gada od rzeczy. Nie zawsze należy jej słuchać- uspokoił mnie tym. Uśmiechnęłam się. Zaczęliśmy iść w kierunku wyjść. Moja twarz wróciła do normalnych barw. Do czasu- Chociaż jeśli chodzi o to ostatnie to się w pełni zgadzam
-Akashi!- w tamtym momencie po raz pierwszy usłyszałam jego śmiech.

~***~

-Ten kto wymyślił egzaminy był idiotą!
-Haha!
-Tego jest za dużo. Zaraz mózg mi wybuchnie!
-Jeszcze trochę Kiyomi. Zostały nam tylko japoński i matematyka
-Zabij mnie, proszę- W ostatnim tygodniu odbywają się egzaminy semestralne. Jest sobota, więc Kiyo zaproponowała wspólną naukę. Minęły już 4 godziny, a to jeszcze nie wszystko. Obie mamy już dość. Na szczęście moja przyjaciółka umie mnie rozśmieszyć.- Dobra, 15 minut przerwy -Zamknęła podręcznik i zeszyt z historii.- No, co u Was?
-"Was"?- spojrzałam na nią zdziwiona
-No, u Ciebie i pana doskonałego A.- miała taki dziwny uśmiech
-A co ma być?
-Kushina, mnie możesz wszystko powiedzieć. Jak całuje?
-Kiyomi!
-Co? Nie robiliście tego?
-My.... nie jesteśmy.... razem- znowu mi za ciepło.
-Ty serio? Nie jesteście? Myślałam, że w końcu coś między Wami jest
-Jest moim kolegą...
-"Kolegą" Kushi nie umiesz kłamać. Widać, że Ci się podoba i wzajemnie. To widać na pierwszy rzut oka.
-Czy ja wiem...- ja i Akashi razem?
-Pasujecie do siebie- nasze spojrzenia znowu się skrzyżowały
-Wracajmy do nauki. Jeszcze dużo nam zostało- wbiłam wzrok w książkę, co spotkało się z chichotem Kiyo.

~***~

-W końcu się skończyła ta męczarnia- szłyśmy z Nakaminą po napisanych sprawdzianach.
-Chyba historii pomyliłam ery- no akurat te epoki nie są moją mocną stroną.
-I tak na pewno lepiej napisałaś niż ja
-Nie przesadzaj- Zatrzymałyśmy się przy oknie. Była piękna, słoneczna pogoda. Aż chciało się wyjść. Spojrzałam na szkolny dziedziniec. Był tam Midorima i Akashi. Rozmawiali na ławce
-Hm... może lody na uczczenie końca semestru?
-Nie mogę. Dziś się pakuję.- dziewczyna spojrzała tam, gdzie ja
-Na ten wyjazd?- Machnęłam głową. To już w te sobotę- wszystko wyjaśnia. Ale obiecaj, że jak wrócisz, wtedy pójdziemy. Przecież mamy też inne wydarzenie do świętowania, co nie?- puściła mi oczko.

~***~

Mój oczekiwany dzień. Wszyscy się zebrali pod szkołą, w okół autokaru.
-W porządku, wkładajcie torby do luku i wchodzić do środka pojedynczo. - powiedział donośnym głosem trener. Czekałam na swoją kolej i kiedy ona nastąpiła, nie mogłam włożyć mojego bagażu. Gdy traciłam już równowagę próbując włożyć walizkę na górę, ktoś mi pomógł, trzymając mnie.
-Trzeba było poprosić o pomoc, Kushina- usłyszałam tuż przy mym uchu. Następnym razem zawołaj kogoś.
-Ok- Wziął mnie delikatnie za przedramię i pociągnął za sobą do wejścia. Weszłam pierwsza. Usiadła w 3 parze krzeseł przy lewej stronie. Po 15 minutach wszyscy już siedzieli na swoich miejscach i mogliśmy ruszyć.
-Mogę?- Zerknęłam na mojego rozmówce. Jak się spodziewałam. był to Seijuurou
-Pewnie. Nie powinieneś siedzieć z Midorimą?
-Shintaro nie jest zbyt rozmowny- zachichotał
Połowa drogi za nami, a ja byłam zmęczona. Część już śpi, a ja się do tego przymierzałam. Nie wiedziałam kiedy usnęła, ale nie poczułam zimnej szyby, tylko ciepło.

Walentynkowy special ~ ^^ [GOMxreader]

Jako, że dziś mamy Walentynki, chciałam dodać coś. Dłuższy czas myślałam co, ale oglądając pewną reklamę w TV znalazłam wenę xD Są to krótkie scenariusze. Paring: "readerxGOM" czyli Ty i Pokolenie Cudów. Pierwszy raz piszę coś takiego, więc mam nadzieje, że charaktery postaci będą jakoś zachowane xD A temat to:
"Gdy oglądacie w kinie 50 Twarzy Grey'a"


Kuroko
-|T/I|- san, mam już bilety- po niespełna 15 minutach wrócił do mnie Kuroko z biletami na film. Dziś są Walentynki i zaproponował, że zabierze mnie do kina.
-Na jaki film idziemy?- spytałam. Byłam bardzo ciekawa. Podał mi bilety i przeczytałam napis "50 Twarzy Grey'a"- Aaa... Kuroko-kun nie pomyliłeś biletów?
-Nie. Zobaczyłem, że to dość dużo go reklamują, więc pomyślałem, że Ci się spodoba- powiedział jakby trochę zwiedzony.
-Przepraszam Kuroko-kun nie to miałam na myśli.... tylko ty wiesz o czym to jest?- czułam rumieńce na twarzy
-Nie zbyt, dlatego chciałem z Tobą to obejrzeć. W końcu jesteśmy parą, tak?


Aomine
(specjalnie dla Aleks, ciesz się xDD)
Właśnie się kończył film, na którym byłam z moim chłopakiem, Aomine. Oczywiście film wybrał on. A co wybrał? 50 Twarzy Grey'a! Myślałam, że go za to zatłukę.
-Jak się podobało, |T/I|?- spytał z zadziornym uśmiechem
-Nigdy więcej nie dam wybrać Ci filmu, bo zawsze skończę oglądając jakiś pornos...
-A mnie się podobało.
-Co? Cycki głównej bohaterki?- nie zdziwiłabym się, gdyby tak było
-Akurat to nie.- czy ja się przesłyszałam.- Podobało mi się....- przybliżył się do mnie, obejmując w pasie. Patrzył mi prosto w oczy-....że mam nowe pomysły jak Cię zaskoczyć, |T/I|- nagle zrobiło mi się gorąco. Odsunął się ode mnie- A jeśli chodzi o cycki to Twoje są lepsze....- rzucił i poszedł pierwszy. Teraz przesadził
-AOMINE!!


Kise
Uległość. Coś dla mnie nie zrozumiałego. Jak można się na to zgodzić. Mówię oczywiście o nowym filmie "50 Twarzy Grey'a". Siedziałam właśnie w sali kinowej z Kise. Pomyśleć, że miał to był miły wieczór, a skończyło się na biciu głównej bohaterki. Wiem, że tam chodzi o przyjemność, ale w moim przypadku pewnie bym nie wytrzymała tego bólu. Właśnie jest kolejna scena "kary"
-Musiało boleć...- szepnęłam cicho, ale Ryota od razu spojrzał na mnie
-Pewnie tak, ale wiesz, dlaczego to robi.- odpowiedział mi cicho
-Ja bym nie dała rady....
-Wiem...- poczułam jak łapie mnie za rękę. Spojrzałam na niego- Jesteś na to zbyt delikatna, |T/I|-cchi~- powiedział to tak delikatnie, aż poczułam motylki w brzuchu.
-Ryota-kun
-Poza tym nie dawałbym Ci kar. Jesteś na to za słodka~>u<


Midorima
-Ciekawe jaki będzie ten film?- siedzieliśmy w fotelach na sali kinowej czekając na najnowszy hit.
-Pewnie jak każdy romans. Poznają się. Zadurzą i się rozstaną.
-Jesteś okropny, Midorima-kun. Nie musiałeś ze mną iść, skoro nie podoba Ci się repertuar.- Bardzo mi zależało, abyśmy nam obojgu się podobało. W końcu to nasze pierwsze wspólne Walentynki.
-Nie mogę...
-Niby dlaczego?- spojrzałam na niego
-Ponieważ dziś.... to Ty jesteś moim szczęśliwym przedmiotem, |T/I|
-Aww~ zarumieniłeś się^^
-WCALE NIE!


Murasakibara
Czekałam na Atsushi'ego już 20 minut. Za raz się zacznie seans, a on jeszcze jedzenie kupuje. W sumie poszliśmy na film, o którym w ogóle nic nie wiem. Zdziwiłam się, że Mura sam z siebie postanowił, że pójdziemy dziś do kina i na jaki film. Dziewczyny z mojej szkoły to czytały, ja słyszałam tylko pogłoski.
-Już jestem, |T/I|-chin-usłyszałam ten leniwy głos. Chłopak usiadł koło mnie. Oczywiście otaczały go tony jedzenia.
-W końcu, myślałam, że już tam zostaniesz na zawsze- powiedziałam z lekką pretensją w głosie.
-Gomen- już zaczął jeść.
-Właściwie, Atsushi, o czym jest ten film?- Ręka fioletowo-włosego zatrzymała się tuż przed jego ustami
-Nie wiesz,|T/I|-chin?- pokręciłam przecząco głową
-Więc.... jak wrócimy do domu, to Ci pokażę...


Akashi
Walentynki. Kino. 50 Twarzy Grey'a. Ja i Akashi. Czy to był dobry pomysł. Wiem, że na pewno sam film pobudza wyobraźnie. Spojrzałam na obok siedzącego czerwonowłosego. Siedział jakby nic go nie wzruszało. Co by to było, gdybyśmy my też... W tym momencie spojrzał na mnie. Uśmiechnął się tajemniczo jakby coś planował. Odwróciłam szybko wzrok na ekran.
-Dość marny film...- powiedział
-Marny?
-Nie ma w niej tej idei...- dodał
-Jakiej idei?- szepnęłam. Ta muzyka w tle. Jego głos. To wszystko jakby na mnie działało. Poczułam jego usta przy mym uchu. Pod wpływem jego oddechu zadrżałam. Mówił tak finezyjnie. Z każdym słowem moje serce przyśpieszało, jakby miało wyskoczyć z piersi.
-Jeśli jej nie widzisz, to Ci ją pokaże, ale jak będziemy u mnie....

Kuroko no Basuke ~other story~ Rozdział 14 "Odkryty talent"

-Ty to mówisz na serio? Chcesz dołączyć do drużyny- chłopak stał przede mną z bardzo zdziwioną miną. W sumie nie dziwię mu się. To jest szok nawet dla mnie. Przecież co ja tam będę robić? Siedzieć na ławce i obserwować jak grają? To bezsensu.
-Nie do drużyny, tylko do klubu- wyjaśniłam. Z jego miny wyraźnie malowało się niezrozumienie. Atmosfera jakby zgęstniała. Była cisza. No nie, trzeba się odezwać- No... Momoi, spytała mnie, czy nie dołączę....
-Momoi?- chyba go to zaintrygowało. Kiwnęłam głową. Akashi poszedł i usiadł na kanapie. Łokcie miał oparte na kolanach. Ręce splecione ze sobą, a na nich podparta broda. Myślał. Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwile, a on nagle wstał i szedł w kierunku schodów prowadzących na piętro. Gdy jedna z jego stóp była na pierwszym schodku rzucił do mnie.
-Wiesz o której są treningi, więc się nie spóźnij.- i zaczął wchodzić dalej.
Chociaż ta informacja brzmiała trochę jak rozkaz to bardzo się z tego ucieszyłam. Zaakceptował mnie.

*******

-ZBIÓRKA!!- po krzyku trenera cały klub zebrał się. - Dwie sprawy organizacyjne. Zbliżają się mistrzostwa, więc bierzcie się w garść i zacznijcie więcej trenować. Chyba nie muszę przypominać jaka jest dewiza drużyny Teiko, więc musimy pokazać się jak z najlepszej strony. Ode mnie to wszystko. Akashi?- powiedział do czerwonowłosego. On kiwnął lekko głową, a trener odstąpił mu miejsca po środku innych.
-Mamy nową członkinie klubu- Zaczął.-Kushina?- spojrzał na mnie. Chciał, żebym do niego podeszła i tak zrobiłam- Hanasami Kushina. Mam nadzieje, że miło ja w wśród nas przywitacie i nie spożycie jej wielu problemów. Będzie pomagać Momoi.- Skończył, jednak ja ciągle miałam w głowie jego słowa. Zamyśliłam się- Kushina? Ne przywitasz się?
-Co? A! Miło was poznać!- ukłoniłam się lekko dość dużej grupie
-Dobra to wszystko. Pierwszaki niech posprzątają piłki i poukładają na miejsce. To koniec na dziś.
-Hee~ Więc już oficjalnie jesteś już jedną z nas, Hanasami- właśnie zamykałam schowek, kiedy te spocone coś zarzuciło swoją łapę przez moje ramię
-Tak Aomine, ale te rękę ze mnie, co?- jeszcze użeranie się z nim
-Ooo.... Aomine-chin i Hana-chin ze sobą flirtują- podszedł do nas fioletowy wielkolud
-Jakie flirtowanie?!- powiedziała
-Wiecie może jeszcze nie wiecie, ale zaloty w miejscu jednak publicznym są dość niesmaczne- jeszcze tu Midorimy brakowało.
-Dai-chan wracamy raze.... O kogo tu widzę. Kushina nie wiedziałam, że łączy coś Ciebie i Dai-chana- przybiegła oczywiście Momoi
-NIC MNIE Z NIM NIE ŁĄCZY- w końcu się wyrwałam od tej grupki i niestety na kogoś wpadłam- Przepraszam
-Akurat Cie szukałem, Kushina- spojrzałam w górę. Ujrzałam jego wzrok- Wracamy?
-Eee... Aka-chin myślałem, ze Hana-chin przejdzie się z nami na lody- trącił się Atsushi
-Właśnie Akashi trzeba uczcić jej przyjęcie- dopowiedziała różowa radosnym głosem. Chłopak spojrzał na mnie.
-Chcesz iść z nimi?- zapytał cicho
-A pójdziesz ze mną?- odparłam szeptem. Nie, że się bałam, tylko jeszcze nie znam ich na tyle dobrze.
-Co to idziemy?- Daiki zarzucił swoją torbę przez ramie
-Właśnie robię się głodny~- czy on kiedyś nie przestaje myśleć o jedzeniu?
-Idziemy- powiedziałam. Po zamknięciu sali udaliśmy się do pobliskiego sklepu spożywczego i każdy kupił sobie po lodzie na patyku.
-Za Kushinę!- krzyknęła Momoi podnosząc swojego loda w górę.
-Za Kushinę!- krzyknęła już mniej entuzjastycznie reszta. Zanim się obejrzeliśmy już było po smakołykach. Potem pogadaliśmy trochę, a potem wszyscy kierowaliśmy się ku swoim domom.

"Od tamtej chwili minął kolejny tydzień. A wraz z nim mecze eliminacyjne. Oczywiście wcześniejsze słowa trenera się spełniły. Treningi były coraz cięższe oraz intensywniejsze. W sumie nie dziwiłam się, że tak się dzieje. W końcu to już nie są spotkania towarzyskie, tylko bardziej profesjonalne. Z czasem nawet ja się przydawałam w klubie, ale przede wszystkim obserwowałam wszystkich. Poznałam wszystkie zasady, wyjątki, pozycje i jak dotąd nieznane mi nazwy. Zainteresowało mnie to. Im bardziej się przyglądałam jak grają, zobaczyłam, że każdy z nich ma inny, własny schemat. Jakby wyrażał tak swoją osobowość poprzez grę. Zwłaszcza pierwszy skład. Szybko się rozwijają. Nie wiem ile to jeszcze potrwa, ale w takim tempie mogą być nie do pokonania....."

Rozległo się pukanie. Odłożyłam pióro obok pamiętnika. Nadrabiałam spisywanie bieżących wydarzeń.
-Proszę- krzyknęłam chociaż wiedziałam, w końcu tylko we dwójkę tu mieszkamy. Jak na razie.
-Kushina? Gotowa?- spytał. Zamknęłam zeszyt. Sięgnęłam ręką po leżącą na ziemi torbę i wyszłam z pokoju. Dziś jest nasz pierwszy mecz eliminacyjny. Ja też idę z drużyną. Z jednej strony bardzo się ekscytuję lecz z drugiej mam lekkiego stresa. Jedynie po co? Przecież ja nie gram!

*******

-I jak Kushina cieszysz się, że z nami idziesz?- dosiadła się do mnie Momoi. Akurat jak podziwiałam grę chłopaków. Szczególnie tajemniczego zawodnika, o którym wszyscy mówią. Ale nikt go nie widział, znaczy jak gra. Słyszałam tylko pogłoski o nim. Trenuje samotnie po treningach, ale jak ktoś wchodzi na hale nikogo nie ma. Ciekawe- Kushina?
-A! Momoi? Coś się stało?- spytałam
-Pytałam, czy się cieszysz z dzisiejszego meczu?
-Tak, tylko trochę się boje o wynik.
-Nie masz się czym denerwować. Znasz dewizę klubu Teiko?- kiwnęłam przecząco głową- "100 zwycięstw na 100 meczów" czyli zero przegranej. Poza tym mamy świetną drużynę.
-Właśnie Momoi, znasz plotkę o niewidzialnym zawodniku?
-Nie widzialnym zawodniku? Masz na myśli Tetsu-kun'a?
-Kogo?- dobra jestem tu nowa, ale mniej więcej ogarniam tu osoby.
-Czyli o niego. Kuroko Tetsuya. Pierwszoklasista. Gra w trzecim składzie ja na razie.
-Który to?- Zaczęła się rozglądać na około sali
-O tam!- pokazała palcem. Mój wzrok podążył za jej dłonią. Niczego nie widziałam- O idzie tu. Tetsu-kun!-Gdzie? Wystarczyło tylko jedno mrugnięcie, a przede mną stał mniej więcej mojego wzrostu chłopak. Miał błękitne włosy i oczy. Nie był zbyt wysportowany. Powiedziałabym nawet przeciętny. To chyba żart. ON jest tym tajemniczym zawodnikiem. Chociaż coś mi w nim nie pasowało.
-Witam. Wołałaś mnie, Momoi-san? - powiedział
-Chciałam Ci kogoś przedstawić- Wstała i wskazała na mnie- To Hanasami Kushina. Jest w naszym wieku.
-Witam. Jestem Kuroko Tetsuya. Miło mi Cię poznać- powiedział to tak oficjalnie przy okazji się ukłonił.
-Hanasami Kushina. Cała przyjemność po mojej stronie- powtórzyłam jego gest. Dawno nie mówiłam tak grzecznie do rówieśnika.
-Kuroko przestań gadać z dziewczynami i wracaj do gry!- krzyknął jeden z jego kolegów. Oczywiście musiał wrócić. Nawet uprzejmie przeprosił, że idzie. Widać, że dobrze wychowany. Intryguje mnie. Może jeszcze pokaże co potrafi.

******

Rozległ się gwizdek sędziego oznajmujący koniec trzeciej kwarty. Jak na razie remis 80-80.
-Dobra. Teraz z godnie z planem wejdzie pierwszy skład. Ci co grali dobrze się spisaliście. Resztę zostawcie nam.- powiedział kapitan. Muszę przyznać, że nadaje się do tej roli. Główna formacja szykowała się do ostatecznej walki. Wśród nich oczywiście regularny Akashi, Midorima, Aomine, Murasakibara i Haizaki. Tego ostatniego jeszcze na treningu nie widziałam. O nim nic nie wiem. Wyszli na boisko. Wszystko działo się bardzo szybko. Oni byli jak błyskawice. Kosz za koszem. Nawet nie zwracałam uwagi na punkty. Dopełniali się, no może z małym minusem. Ten Haizaki był agresywny. W połowie gry trener zamienił go na Kuroko. Teraz się okaże co umie. Przez chwilę w niego wątpiłam, bo chyba ze denerwowania potknął się, ale potem doznałam olśnienia. Ich rozegranie. Brakowało mi słów, no może poza jednym "Niesamowici" Teraz już wiem dlaczego są pierwszym składzie. Kuroko tu lepiej pasuje niż Haizaki. Wiem jaki jest jego talent
-Świetni, prawda?- usłyszałam męski głos obok mnie. Siedział tam wyższy ode mnie i na pewno starszy chłopak. Czarne włosy i szare skupione oczy. - To są geniusze. Cudami tego pokolenia
-Cudami...?- szepnęłam
-To dopiero początek. Rosną w siłę. Każdy. Nie długo nikt ich nie pokona.
-Nijimura, chodź tu- chłopak od tak wstał i poszedł. Spojrzałam znowu na mecz. On ma racje. Rzut Midorimy.
-Oni....- Blok Murasakibary.-....wszyscy...- Podanie Kuroko do Aomine.-.....są...- Przejęcie piłki przez Akashi'ego. Rzut.-.... Pokoleniem Cudów.- Piłka w koszu. Dźwięk kończący spotkanie.
-Koniec meczu. 135-82 wygrywa drużyna Teiko i przechodzi dalej.

Kuroko no Basuke ~other story~ Rozdział 13 "Decyzja"

~Kushina~

Nie wiem, czemu to robił, czemu był przy mnie, ale to zdecydowanie poprawiło mi humor. Chociaż dziwnie się czułam, to mogłam się uspokoić. Nogi miałam jak z waty, a on trzymał mnie mocno, jakby bał się, że upadnę. Potem poszło jakoś normalniej, lecz nie wiele z tego pamiętam. Wiem tylko, ze rozmawialiśmy, jednakże tematu już nie zapamiętałam. Myślałam tylko o tym geście wobec mnie. Czy to coś znaczyło.... Nie, nie!.... On cie tylko pocieszał i nic poza tym...
Nazajutrz tradycyjnie poszliśmy do szkoły. Spotkałam po drodze moją przyjaciółkę, która ciągle dopytywała się o wczorajszy dzień. Na początku musiałam lekko ją okłamać i zwlekałam z wyznaniem prawdy. Cóż jest bardzo uparta. W czasie lunchu, jak siedziałyśmy w sali powiedziałam Kiyo dlaczego musiałam dłużej zostać.
- Nie wierzę! Przecież nie mogą tak zrobić! Przecież jest najlepsza z chemii- oburzyła się. Siedziała na przeciwko mnie, przez wzgląd na nasze włączone stoliki. Ja spokojnie jadłam swoją porcje ryżu.
- Jak widać nie jestem najlepsza... poza tym mogą to zrobić....- mój głos wydawał się smutny.
- Kushi-chan, nie bądź przygnębiona tym wszystkim- próbowała mnie pocieszyć. Doceniam ją za to.- Wiesz może wybierzesz inny klub?
- Inny klub?- zdziwiłam się
- No! To chyba będzie dobre wyjście. Będą żałować, że Cie wywalili. To w czym jesteś jeszcze dobra?- przyglądała mi się z ciekawością. W sumie....
- Hm...fizyka, ale nie umiem tego na tyle ile chemię i myśle, że byłoby tak samo- odpowiadam
- A jakiś sport?- moja podświadomość wiedziała, że padnie to pytanie
- Nie mogę uprawiać sportu....- szepnęłam na samo wspomnienie tego, czuje ukłucie w sercu
- Dlaczego?
- Moje zdrowie na to nie pozwala, na uprawianie jakiegokolwiek sportu- wyjaśniłam. Jej mina nie wyglądała jakby zrozumiała, więc kontynuuje- kontuzja stawów...
- Aa... to dlatego nie ćwiczysz na w-f'ie!- wskazała na mnie pałeczkami
- Między innymi.....- zaczęłam ponownie jeść
- Kushi-chan, widzisz te nową dziewczynę? Całkiem sama siedzi- Spojrzałam za siebie. Rzeczywiście nikt się do niej nie przesiadł.- Może ją spytam, czy zje z nami? W końcu chyba nie ma tu jeszcze znajomych- Kiwnęłam jej głową. Wstała i podeszła do niej. Zagadała i wskazała ręką na mnie. Ta potwierdziła i już kroczyła za Kiyo w moim kierunku.
- To jest Hanasami Kushina, Setsu-chan- wskazała na mnie
- Renji Setsuka- powiedziała krótko i podała mi rękę. Uścisnęłam ją.- Miło poznać Hanasami-san- Boże kiedy ostatnio, ktoś w moim wieku tak do mnie mówił?!
- Po prostu Kushina- uśmiechnęłam się do niej. Nie jest taka zła jak się spodziewałam. Nie wiele mówi, ale ma coś w sobie. Zabrzmiał dzwonek na kolejną lekcje. Może Kiyomi ma racje? Może powinnam przyłączyć się do nowego klubu? Spojrzałam za okno. Na boisku dziewczęta grały w siatkówkę. Znowu to tęskne ukłucie w sercu.

Do domu wróciłam sama tuż po lekcjach. W szkole zapewne trawią w zaparte zajęcia klubowe, tylko ja siedzę w domu. Po chwili słyszę dzwonek mojej komórki. SMS od Akashi'ego?

*Kushina, jeśli jesteś w domu, to mogłabyś przynieść mi do szkoły dokumenty, są na biurku u mnie w pokoju?*

Odpisuje mu twierdząco. Po 20 minutach ponownie jestem u bram gimnazjum. Kieruje się w stronę hali gimnastycznej. Gdy w końcu tam jestem zaglądam przez otwarte drzwi w poszukiwaniu czerwonowłosego. Widzę go na końcu sali. Stoi tyłem do mnie. Z uśmiechem potruchtałam do niego.
- Akashi!- odwraca się w moją stronę. Zatrzymuje się przed nim- Przyniosłam Twoje papiery
- Dziękuję Kushina- wręczam mu kartki- Wracając do naszej rozmowy Tetsuya....- patrze się na boki.
- Do kogo mówisz?
- Do mnie.- Nagle obok mnie pojawi się jakiś chłopak. Skąd on się tu wziął, przecież go tu nie było. Chłopaki pomogli mi wstać- Jestem Kuroko Tetsuya. Miło poznać- ukłonił mi się lekko. Spojrzałam na mojego współlokator z nadzieją, że mi wyjaśni o co chodzi
- Hanasami Kushina, mnie też miło poznać- powtórzyłam jego gest
- Tetsuya jest jednym z nowych zawodników- dziękuję Akashi. Pogadali jeszcze, a potem już nie było kapitana przy nas. Zostaliśmy sam na sam.
- Kuroko-kun?- zaczęłam
- Słucham?- o co go spytać. Nagle coś wpadło mi do głowy
- Dlatego jesteś w drużynie koszykówki?- to był chyba jedyny temat o który mogę go spytać. Chyba.
- Ponieważ lubię koszykówkę.
- I tylko dlatego?- zwykle mają w tym jeszcze jakiś cel, a on po prostu ją lubi?
- To nie "tylko" lecz "aż"- jednak rozmowa zostaje przerwana, bo ktoś zawołał go, więc pobiegł na boisko. Gdy myślałam, iż mogę już wrócić do domu, spotkało mnie to....
- Kushina!- nie, tylko nie ONA. Odwracam się za siebie i zostaje zmiażdżona dosłownie przez nią
- Momoi.... dusisz mnie!
- Oj.... przepraszam. Jak tam? Co tu robisz? Nie za wcześnie jesteś? Nie masz zajęć klubowych?- czy ona musi tyle mówić na raz
- Eee... dobrze....przyniosłam coś dla Akashi'ego i nie mam zajęć klubowych- Na moje nieszczęście różowo włosa ciągnie mnie na ławkę, gdzie zaczyna rozmawiać o nowym lakierze do paznokci, który ostatnio kupiła. Jednak jak jej nie słucham i skupiam się bardziej na rozgrywającym się meczu. Analizuje po kolei, gdzie się kto znajduje. Trajektorie lotu piłki. Jakby widziała to na kartce. Do tego obliczam z jaką siłą i kątem należy podań piłkę do danego gracza. Teraz jedne z nich ma decyzje podać w prawo, czy w lewo. Myślę nad prawdopodobieństwem każdego z tych rozwiązań.
-..... w prawo....- szepnęłam
- Co?- zdziwiona Momoi patrzy tam gdzie ja. Zawodnik wybrał jednak inaczej podając w lewo, tracąc przy tym szanse na punkty.
-....ksss... mogłoby wypalić- zauważyłam, iż dziewczyna patrzy się na mnie- o... przepraszam Momoi- uśmiecham się nerwowo
- Skąd wiedziałaś, gdzie podać?
- Eeee.... obliczyłam- to nie takie dziwne.
- Tak szybko?- na jej twarzy widać zaskoczenie.
- Można powiedzieć, ze to taki mój nawyk.- chwile myśli, a na jej twarz wstępuje uśmiech
- Kushina, nie należysz do żadnego klubu?- w oczach ma dziwny blask
- Nie- teraz już nie
- To może wstąp do naszego klubu!
- Że co?! Ja w klubie koszykówki?! Nie mogę uprawiać żadnego sportu!
- Kto mówił o sporcie- teraz nie wiem o co jej chodzi- możesz mieć tę samą funkcje co ja- w sumie ma trochę racji. co mi szkodzi. Miałabym też oko na Akashi'ego nawet po lekcjach. Dobra to zaczyna się chore robić, ale.....
- Pomyśle nad tym- znowu mnie przytuliła
- Kushina! Tak sie cieszę!
-Momoi..... tlenu....!- w końcu mnie puszcza. Po treningu podchodzi do nas Akashi i wracam z nim do domu. Może go spytać o to.
- Nee~ Akashi- spojrzał się na mnie
- Coś się stało?
- No...bo.... czy są jeszcze.... miejsca w.... waszym klubie.....?- spytałam
- Tak, a co?- patrząc w moje oczy próbował odczytać moje zamiaru. Cóż... na daremno. Wzięłam głęboki oddech
- Chciałabym.....- odwagi Kushina!- Chciałabym dołączyć do klubu koszykówki!

Dwie strony życia (2)

Jako, że w szkole zjawiłem się dość późno po angielskim miałem tylko trzy lekcje. Niby wszystko cudnie, trzy godzinki i koniec, ale coś pominąłem. Otóż są to trzy, jakże cudne, lekcje biologii z moją ukochaną nauczycielką zmarszczką. Najgorszy nauczyciel jakiego mogli w tej szkole przydzielić. Oczywiście męczarnie były długie oraz tak okrutne, że lepiej się w to nie zagłębiać. Co wrażliwsze osoby mogły by pomdleć. Gdy nauczycielka raczyła uznać, że przydałoby się skończyć ten jakże pasjonujący trzygodzinny wykład o grzybach, byłem wolny. Teraz kolejny problem. Niby pamiętałem o urodzinach Mickiego, ale całkowicie nie mam pomysłu na to popołudnie. Może on coś zaplanował.
Zatrzymałem się przed salą by ten mnie dogonił. Już otwierałem usta by zadać to pytanie, gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i zakląłem pod nosem. Dlaczego akurat teraz mam dostawać nowe problemy. Przeciągnąłem palcem po ekranie i przyłożyłem leniwie aparat do ucha. Od razu popłynął z niego strumień słów. Nie zrozumiałem ani słówka, ale tak właśnie wyglądały rozmowy z moją matką. Po pół minucie nieustającej paplaniny po drugiej stronie zapadła cisza. Trwała ona jednak tylko chwilę bo w słuchawce odezwał się męski głos. Ojciec przejął telefon. Nie musiałem zadawać żadnych pytań. Wszystko zostało mi wyjaśnione, a rozmówca się rozłączył.
-No to pięknie – zacząłem marudzić chowając telefon do kieszeni.
-Co się stało? Kto to był, Shane? – chłopak najpewniej znał już odpowiedź na zadane przez siebie pytania. Wlepił we mnie oczy pełne nadziei, że jednak się myli.
-Rodzice dzwonili – mina mu zrzedła. Najwyraźniej tymi słowami potwierdziłem jego przypuszczenia – Chcą widzieć mnie dziś u siebie na obiedzie. Przepraszam Micky.
-Nic się nie stało. Przecież rodzina jest najważniejsza, prawda? – zaśmiał się sztucznie – Pójdę przodem.
Nim zdążyłem zrobić cokolwiek by go powstrzymać zniknął za rogiem. Cholera, zawsze musiały być jakieś problemy. Niestety aż za dobrze wiedziałem, że lepiej nie podpaść moim rodzicom. Chcąc czy nie musiałem pojawić się na obiedzie. Może zleci szybko i będę mieć jeszcze czas wieczorem.

Ach, marzenia. Obiadek ciągnie się już dwie godziny i nie zbliża się do końca. Oczywiście pomijając fakt, że nudziłem się jak zawsze na takich rodzinnych spotkaniach to jeszcze rodzice nie omieszkali zepsuć mi tego dnia do końca i zaprosili dodatkowego gościa. Wspominałem już że mój ojciec bawi się w swatkę? Chyba nie, ale uściślając wraz z matką szukają mi narzeczonej która wpasowuje się w ich kryteria. Właśnie dlatego prawie zawsze na takich spotkaniach pojawiają się nadprogramowe osoby w postaci jakiejś dziewczyny i jej rodziców. Nie chce mi się nawet liczyć ile już przeżyłem takich prób. Jednak oczekiwania moich rodziców co do dziewczyn nie pokrywają się z moimi. Dla uściślenia już samo słowo “dziewczyna” tu nie pasuje.
-Shane, co planujesz po liceum? – pytanie padło z ust grubego, łysiejącego faceta o małych chytrych oczkach który był ojcem mojej kolejnej “narzeczonej”. Po dłuższym zastanowieniu mogłem nawet stwierdzić, że jego wygląd przypomina świnię. Nawet twarz ma lekko różową jakby go przyduszano czy coś.
Mrugnąłem kilkukrotnie gdy analizowałem co on właściwie do mnie powiedział, ale nie musiałem trudzić się z odpowiedzią. Ojciec mnie szybko wyręczył.
-Chłopak chce zostać lekarzem. Mówię ci że kiedyś będzie sławnym chirurgiem – oczywiście wszystko zostało powiedziane z dumnym uśmiechem i wszelkimi pozorami prawdy. Choć oczywiście nią w dużym stopniu nie było. Owszem lekarz mi pasował, ale raczej weterynarz lub patomorfologiem. Nigdy nawet o chirurgii nie myślałem.
Ile razy jeszcze będziemy przerabiać ten scenariusz? Zresztą mniejsza. teraz miałem inne zmartwienie. Przez cały czas myśli zaprzątało mi tylko jak wynagrodzić ten dzień Michael’owi. Wiem, że rodzice specjalnie wybrali właśnie dzisiejszy dzień. Nigdy go nie lubili, a jedynie tolerowali w moim otoczeniu choć i to im ciężko szło. Zawsze musieli coś takiego wymyślić. Oczywiście dopadły mnie wyrzuty sumienia, że im nie odmówiłem. Powinienem, ale jeszcze samobójstwa nie planuję. Im się nie odmawia. Od dziecka już tej jednej rzeczy nauczyłem się na pamięć.
Gdy rozmowa zeszła ze szkoły na jakąś gale charytatywną, w której organizacji pomagają moi kochani rodzice i na którą, mam nadzieję, nie karzą mi pójść, skapitulowałem. Dobrze wiedziałem co zaraz nastąpi. Będą pytania dotyczące zaręczyn. A co, a jak, a gdzie, a kiedy… a Shane i tak zrobi wszystko by do tego nie doszło… jak zawsze. Przecież nie mogłem dopuścić by to się udało. Przeprosiłem wszystkich przy stole i wymknąłem się szybko do toalety. Wyciągnąłem telefon i napisałem sms-a do Michaela z prośbą o spotkanie jutro. Muszę go przeprosić. Wyjaśniać nic nie muszę. Chłopak doskonale zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje. To nie pierwszy i nie ostatni raz, ale mogli sobie chociaż ten dzień podarować. Wróć… Oni właśnie TEN dzień uznali za najlepszy. Dla nich nie ma lepszego dnia na usadzenie mnie przy stole na całe popołudnie wieczór i przy dobrym towarzystwie i pół nocy.
Znowu westchnąłem chowając telefon bez odpowiedzi. Nawet na nią nie liczyłem. Mimo, że Micky zna moją rodzinkę od dawna to doskonale zdaję sobie sprawę z tego że każdy taki ich wybryk naprawdę go rani.
Podniosłem wzrok na swoją postać w lustrze. Nie miałem najmniejszej ochoty na powrót do stołu. Odbicie mrugało do mnie co jakiś czas. Przetarłem twarz dłonią. Oczy same mi się zamykały. Naprawdę powinienem się już położyć. Spojrzałem jeszcze ostatni raz na wyświetlacz komórki. Godzina 21:30, brak wiadomości.

Kuroko no Basuke ~other story~ Rozdział 12 "Wygrana i przegrana"

~Kushina~

– Miło Was poznać. Nazywam się Renji Setsuka. Przeniosłam się z miasta Nara. Mam nadzieje, że się zaprzyjaźnimy.- recytowała znaną wszystkim formułkę brunetka, którą widziałam nie dawno na korytarzu. Wiedziałam, że będzie z nami w klasie. Zobaczymy co będę dalej.
-Nam tez miło Cię poznać. Dobrze, spójrzmy, gdzie mamy jakieś wolne miejsce dla Ciebie…..- nasza nauczycielka wodziła wzorkiem na całą sale w poszukiwaniu takowego miejsca. Z tego co pamiętam były dwa takie, mianowicie koło okna w 3 rzędzie i za mną, które-…. o! Może koło Akashi’ego-kun’a!- jest koło niego…. To nie fair. Gdy przechodziła w stronę swojego miejsca, zatrzymała się tuż przy mnie. Spojrzała na mą osoby i poszła dalej. Podczas lekcji miałam takie dziwne uczucie. Czułam jak się we mnie wpatruje. Jeśli tak dalej będzie to wyląduje w szpitalu na oddziale psychiatrycznym! Siedziałam sztywna jak deska. Nie potrafiłam nawet się na lekcji skupić. Po 3 lekcji doznałam lekkiej ulgi, bo w końcu jest przerwa. Chociaż z drugiej strony, bez Akashi’ego będzie dla mnie gorzej. Właśnie gdy miał wychodzić przypomniałam sobie o czym ważnym.
– Akashi!- odwróciła się w moim kierunku. Ja za to zaczęłam buszować w torbie w poszukiwaniu prezentu.
– Stało się coś?- podszedł do mnie. Nie możliwe….. nie mam go w torbie….
– Ja…. ten… no…- w tym momencie byłam idiotką nr 1 w całej Japonii, jak nie Świecie. Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się radośnie, a i…. tajemniczo….- Ja…. chciałam Ci życzyć….. powodzenia na meczu- możliwe, że coś mi się zdawało, ale w jego oczach widziałam, że się śmiał. Lecz nie złośliwie, tylko inaczej. Mnie się coś zdaje, czy on coś kombinuje?
– Dziękuję….- popatrzył na boki po czym wyszeptał mi do ucha-….i za ten prezent też- Jak? Skąd on wiedział?! Przecież….! Kiedy chciałam coś powiedzieć chłopak stał już w progu drzwi i rzucił tylko- Do zobaczenia, później….- stałam cały czas w miejscu. Czułam się jakbym nie oddychała, ale serce bardzo szybko biło. Do tego te ciepło na twarzy…. W głowie wciąż słyszałam jego delikatny głos…. Mam nadzieje, że wygrają. Szkoda, że mnie tam nie będzie.

~Akashi~

Gdy widziałem jej zakłopotanie, chciało mi się śmiać, ale jednocześnie wszystko jej wyjaśnić. Podczas meczu nie mogę o niej myśleć i skupić się na rozegraniu tego. Trening miał tylko pierwszy skład i rezerwowi, bo tylko oni mogli z nami iść. W pierwszym składzie byli: ja, Shintarou, Daiki, Atsushi, Nijimura Shuuzou-senpai, były kapitan, oddał mi w tym roku swoje stanowisko oraz debiutujący dzisiaj Kuroko Tetsuya. Prawie nikt go nie zna, ale ja widziałem w nim potencjał, dlatego został przyjęty do drużyny. Po kilku osobistych treningach wiedziałem, że przyda się na boisku, bo nikt go nie widzi…..
Ruszyliśmy w stronę szkoły Maiku. Tam jest mecz eliminacyjny. Oczywiście znali nas. W końcu od 3 lat byliśmy wicemistrzami, przegrywaliśmy w finałach, ale w tym roku to się zmieni. Po dojściu do szatni i przebraniu się w nasze stroje omówiliśmy ostatnie szczegóły i weszliśmy na płytę boiska. Oni już na nas czekali. Za powiadomieniem sędziego ustawiliśmy się na środku hali w szeregu na przeciw sobie.
- Dobrze… rozpoczynamy mecz eliminacyjny. Zagają gimnazjum Maiku przeciwko gimnazjum Teikou.- rzekł
- Życzymy miłej gry!- po tych słowach ustawiliśmy się na swoje miejsca. Po chwili rozległ się dźwięk gwizdka sędziego.

~Kushina~

Całe szczęście już po lekcjach. Nie wytrzymałabym jeszcze siedząc w klasie. Jednak nie dali mi jest pójść do domu. Na którejś przerwie złapała nas Przewodnicząca kluby, żebyśmy po lekcjach poszły na nagłe spotkanie. Mówiła, że każdy….z naciskiem na KAŻDY ma być. Cóż zrobię i tak kiedyś trzeba tam przyjść. Razem z Kiyomi poszłyśmy do sali chemicznej, gdzie zwykle odbywały się spotkania. Usiadłyśmy na wyższych krzesłach przy stanowiskach, ponieważ tylko tam były już miejsca. Za biurkiem nauczycielskim siedziała Przewodnicząca trzymała listę jakieś kartki.
– Dobra, wszyscy są? – popatrzyła na nas, licząc każdego.- Dobra wszyscy. Słuchajcie przyszły wyniki konkursu i powiem Wam, że jestem na prawdę szczęśliwa. Prawie wszyscy przeszli dalej. To bardzo dobrze dla naszej szkoły. Mam nadzieje, że będziemy w finałach i wygramy. To chyba wszystko na dziś. Możecie iść i widzimy się jutro.- szybkie spotkanie… rzadko takie są.- Hanasami-san, możesz na chwilę zostać?- kiedy miałam już wychodzić, zatrzymała mnie. Powiedziałam Kiyomi, żeby na mnie nie czekała i poszła, wiedziałam, że ta rozmowa będzie długa.
– Czy coś się stało, senpai?- chyba wiedziałam o co jej chodziło
– Hanasami-san, chodzi o twój test….- jej słowa utwierdziły mnie w tym, że jest źle. No to wpadłam.

******
~Akashi~

Szczęśliwie wracałem dziś do domu. Wynik meczy był znany wszystkim na sali, lecz nie wiadomo było, że będzie taka różnica punktów. Przestąpiłem próg i już wiedziałem, że coś jest nie tak. Spojrzałem w głąb pokoju. Na sofie siedziała Kushina. Niby wydaje się normalne, jednak była skulona, broda oparta na zgiętych kolanach. Swymi rękami jakby przytulała do siebie nogi. Czułem, iż coś się stało.
– Kushina…?- spojrzała na mnie zdziwiona. Miała czerwone oczy. Płakała?
– Akashi…ee…okaeri- od razu poszedłem do niej. Usiadłem obok. spuściła nogi na podłogę.
– Co się dzieje?
– Co….nic…. nic się nie dzieje- nie patrzyła na mnie jak to mówiła.- Jak było na meczu?- ukrywa swoje zmartwienia za sztucznym uśmiechem. Czemu tak pogrywa
– Wygraliśmy…..- powiedziałem
– Gratulacje! Trzeba było tak od razu mówić. Pójdę zrobić specjalny obiad, żeby to uczcić- wstała. Chciała iść do kuchni. O nie. Nie ucieknie mi. Złapałem jej rękę przed wejściem.
– Kushina, nie zmieniaj tematu! Powiedz prawdę! Co się dzieje?!- próbowałem być spokojny, ale chyba nie zbyt mi to wyszło. Gdy tak staliśmy, ona zapewne biła się z myślami, czy mi powiedzieć, czy nie. Oboje wsłuchaliśmy się w tykanie zegara. Gdy jego dźwięk zastąpiły te słowa:
-…. wyrzucili mnie z kółka chemicznego- szepnęła była na skraju płaczu
– Co?! Jak to?!-
– Napisałam najgorzej ze wszystkich konkurs i pogorszyłam wyniki szkoły…. – Przecież była najlepsza. Nie możliwe, żeby jej to zrobili. Zaczęła płakać. W przypływie emocji pociągnąłem ją za rękę do siebie. Głaskałem ją po włosach i szeptałem uspokajające słowa. Potrzebowała teraz tego. Potrzebowała mnie….

Dwie strony życia (1)

Ciemna, pusta uliczka otoczona niczym nie zmąconą ciszą. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego. Jednak takie uliczki skrywają straszne tajemnice. Cisza wcale nie jest taka idealna. Słychać pojedynczy, spokojny oddech. Jego źródło, młody chłopak skąpany w czerwieni.
Porusza się, budzi. Nie widzi nas. Nie może zobaczyć. Jesteśmy tylko widmami przeszłości. Przeszłości, której nie może pamiętać.
Wstaje zdziwiony. Ogląda swoją skórę i ubranie całe w szkarłacie. Szkarłatny kolor będący widmem tego co zrobił, jednocześnie nie biorąc w tym udziału.
Ucieka. Chce zmyć z siebie to czego nie rozumie. Zadbamy jednak by szybko zrozumiał i zapłacił. Odpokutował w końcu to co nam zrobił. Jednak, czy chcemy by to on zapłacił za wyczyny tej bestii?


~+~

Do mojej świadomości doszło uciążliwe pikanie. Wyciągnąłem rękę w poszukiwaniu budzika. Po raz szósty tego ranka uciszyłem go. Trzeba się ściągnąć z tego łóżka. Uniosłem się powoli, a w moich myślach pojawiło się jedno słowo…
Kawa
Jak zombi ruszyłem do kuchni i nalałem do kubka cudowny płyn przygotowany przez mojego współlokatora. On sam już wyszedł. Taki pilny uczeń nigdy nie opuszczający zajęć. Sto procent frekwencji i takie tam. Zawsze jednak znajdzie czas by pomyśleć o mnie, śpiochu, i zrobić kawę. Co ja bym bez niego zrobił.
Popatrzyłem na zegarek. Moje zajęcia zaczynają się za… trzy i pół godziny temu. No tak, to tłumaczy dlaczego kawa jest już trochę chłodna.
I w tym momencie pojawia się pytanie… Czy chcę zebrać się do szkoły, czy dziś sobie odpuścić? Odpowiedź… Nie chce mi się i to bardzo, ale powinienem chociaż w piątek zaszczycić ich swoją obecnością. No i dziś nie jest taki sobie zwykły dzień…
Z westchnieniem dopiłam resztki z kubka i powlokłem się do łazienki. Stanąłem przed lustrem zgarniając przydługie, czarne włosy do tyłu. Nieśpiesznie wyszykowałem się do wyjścia. Z głębi szafy wyciągnąłem jakieś dżinsy i spraną, czarną koszulkę. Założyłem trampki, zarzuciłem torbę na ramię, zamknąłem drzwi i wyruszyłem na przystanek.
W klasie przywitał mnie wiwatujący tłum… No dobra nie tłum, a jedna osoba… No i nie wiwatowała tylko darła się wniebogłosy, że spóźniam się na zajęcia ponad cztery godziny i jestem na tyle nietaktowny, że pojawiam się dwadzieścia minut po dzwonku.
Gdy żmija od angielskiego skończyła swój wykład i pozwoliła mi łaskawie usiąść na miejsce od razu uwaliłam się na ławce szykując się do drzemki. Dlaczego nie mogę się wyspać? Nie ważne o której się położę i tak budzę się półżywy.
Już odpływałem, gdy poczułem, że coś mnie dźga w żebra. Wiedziałem co, a raczej kto próbuje skutecznie uniemożliwić mi smaczny sen. Podniosłem leniwie wzrok na postać siedzącą obok mnie.
-Michael, nie jestem w humorze. Nie wyspałem się.
-Ty nigdy się nie wysypiasz -powiedział chłopak nadymając policzki. Ręką delikatnie zgarnął brązowe kosmyki, które jak zawsze wpadły mu w oczy. Te duże i zielone ślepka teraz wlepione we mnie jakby czegoś oczekiwał. Ja już wiem czego… – Masz jakieś konkretne plany na popołudnie.
-Nie, nic konkretnego. Może odeśpię sobie. – powiedziałem na powrót układając się do drzemki i obserwując jego reakcję kontem oka.
Chłopak po moich słowach posmutniał i, mogę przysiądź, skurczył się w oczach. Istny obraz nędzy i rozpaczy. Aż żal mi się zrobiło. Zawsze jakoś przy nim mięknę. Co on ze mną robi?
Podniosłem się ponownie i poczochrałem jego włosy.
-Nie zapomniałem Micky. Wszystkiego najlepszego – Podczas gdy jego twarz natychmiast się rozpromieniła ja odwróciłem głowę nadymając policzki dodając – Naprawdę uważasz, że jestem taki zapominalski. Znasz mnie przecież.
-Shane, z tobą nigdy nic nie wiadomo – chciałem zaprotestować, ale on kontynuował nie dając mi prawa głosu. – Znamy się od małego. Naprawdę nie zdziwiłbym się jakbyś po prostu zapomniał.
-No właśnie. Znamy się od dziecka. O tak ważnej sprawie akurat nigdy nie zapomnę. Jak w ogóle możesz we mnie nie wierzyć - powiedziałem z moim firmowym uśmiechem pod tytułem “jestem najlepszy i nic tego nie zmieni”.
W tym właśnie momencie do naszej ławki podeszła, a raczej podpełzła, ta angielska gadzina i zaczęła znowu drzeć się jak opętana.

Kuroko no Basuke ~other story~ Rozdział 11 "Mój talizman"

Dedykuję tę notkę dla Lileea oraz Rosalind za te cudowne komentarze <3

**********************

~Kushina~

Przez cały czwartek byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Nie spałam, nie mogłam się nad niczym skoncentrować. Bałam się o wyniki. Oczywiście w moim mniemaniu, poszło mi fatalnie, ale nigdy nie wiadomo. Powiedzieli, że będą w najbliższym czasie. Kiyomi tuż przed naszym rozstaniem dała mi jakąś paczkę, nie wiedziałam co to. Powiedziała tylko, żebym się trochę odstresowała. Łatwo jej mówić. Zawsze tak miałam, teraz nie będzie inaczej. Cieszyłam się, kiedy w końcu będę w domu. To prawda za dużo się tym przejmuje i muszę odpocząć. Po przekroczeniu drzwi, mój kochany brzuch upomniał się po całym dniu o swym istotnym istnieniu. Szczerze to nic dziś nie jadłam, nawet tego nie zauważyłam. Zaczęłam przygotowywać obiad dla mnie i Akashi'ego. Trochę to trwało, ale w końcu zjadłam i to sporo. Spoglądając na zegarek, pomyślałam, że mam jeszcze sporo czasu do jego przyjścia, dlatego zaczęłam odrabiać lekcje, no co innego mam do roboty. Kiedy spojrzałam na jedną ze stron zeszytu do fizyki, zobaczyłam jakąś datę, która była wpisana jakieś 2 tygodnie temu. PO charakterze pisma było widać moją rękę.
-Przecież to...- spojrzałam na kalendarz-... jutro.- Wróciłam znowu do tej daty i do notki napisanej niżej niej * Pierwszy mecz koszykówki^^* - No tak... oni jutro grają. - Wtedy wpadłam na pewien pomysł. Tylko gdzie mam igle i nici. Pobiegłam na piętro, do swojego pokoju. W moich starych rzeczach znalazłam frotkę. Przypomniało mi się, że kiedyś chciałam trenować siatkówkę, ale nic z tego nie wyszło. Może teraz się przyda. Zaczęłam wyszywać dwa znaki, które pierwsze przyszły mi do głowy, "zwycięstwo" oraz "szczęście" . Długi mi to zajęło, lecz efekt był piękny. Spoglądając na zegarek, wybiła już 21, a jego wciąż nie ma. Zaczęłam się martwić. Zbiegłam na dół po telefon, kiedy w progu stanął, nie kto inny, jak czerwonowłosy. Ledwo co, przeszedł parę kroków, by po prostu walnąć się na sofę. Kamień spadł mi z serca, jeszcze żyje. W sumie, aż miło było popatrzeć. Uśmiechnęłam się.
-Głodny?- to było pytanie retoryczne, jeśli chodzi o niego. On tylko mruknął coś w odpowiedzi. Szybko wpadłam do kuchni i zaczęłam robić jego ulubione kanapki. Po jakiś 10 minutach powróciłam do salonu. Położyłam talerz z górą kanapek na małym stoliku naprzeciw kanapy. Chłopak jak zahipnotyzowany, usiadł i zaczął wcinać.
-Jak widzę, trening nie był lekki, prawda?- opowiedział kiwnięciem głowy- A o której jutro wychodzicie?
-Po 4 lekcji- połknął ostatni kęs- Dziękuję z kanapki- podał mi opustoszałe naczynie.
-Nie ma za co- poszłam i od razu pozmywałam, chciało. Kiedy ponownie wracałam, wycierając ręce przypomniało mnie się - Akashi tylko nie zasypiaj na kana....- spóźniłam się- .....pie - Widziałam jak spokojnie śpi z lekkim uśmiechem na ustach. Musiał być bardzo zmęczony. Pobiegłam po koc , bo się jeszcze przeziębi i co będzie. Ale cudne miejsce sobie znalazł na spanie. Jutro wszystko będzie go boleć albo zaraz się obudzi i pójdzie do swojego łóżka. Zobaczymy, na pewno ja już nic nie miałam do roboty. Chociaż miałam jeszcze tę paczkę od Kiyo. Ciekawe w ogóle, co to jest. Po otworzeniu pakunku, w sumie nie zdziwiłam się. Była to książka, którą blondynka ostatnio czytała. Pamiętam, jak chciałam ją od niej oderwać, lecz skutek był mizerny. Oczywiście pierwsze moje wrażenie dała sama okładka, a zwłaszcza to, że nie miałam napisanego tam tytułu, tylko na dole maczkiem napisany autor. Drugą ważną sprawą było to, że cała była śnieżno biała z kontrastującymi czarnymi drzewami po bokach oraz jednym, wielki, czerwonym niczym pomidor księżycem. Moje pierwsze skojarzenie było takie " nie no znowu o wampirach ;-;" Nie przepadam za książkami z takim motywem. Ale skoro dała mi ją Kiyo, to może watro, bo przecież ona nie czyta byle czego. Usiadłam sobie na podłodze koło śpiącego chłopaka, uparta o mebel.Jak się spodziewałam na początku była głęboka sentencji, która niby wprowadza w nastrój, ale jednak nie pasuje do opowieści. Prolog, jako tako wprowadził i przy okazji zostawił nie skończone wątki. Czyli, coś się będzie dziać. I tak strona, po stronie czytałam. Przed moimi oczami robiło się coraz bardziej ciemno i w konsekwencji ja również zasnęłam.

~Akashi~

Układając plan na dzisiejszy trening, wiedziałem, że nie będzie lekko. Wprost przeciwnie, sam już czułem ten ból, lecz o to tu właśnie chodziło. Jutro są eliminacje do turnieju. Nie możemy zawieść. W końcu to mój pierwszy rok tutaj oraz jako kapitana, dlatego zrobię wszystko, żebyśmy wygrali.
-Dobra, to wszystko na dzisiaj. Widzimy się jutro. Macie nie zaspać- sam ostatkiem sił wróciłem do domu. Jednak szybko się zasnąłem. Jednak cały czas coś mnie bolało, a mianowicie plecy. Dość nie chętnie otworzyłem powieki. Widziałem tylko mrok, który mnie otacza, jednak mi było ciepło. Dopiero po chwili zauważyłem koc oraz znajome pomruki na końcu kanapy. Siedziała skuloną małą osóbkę. Widać, że nie tylko mi chciało się spać. Na podłodze obok niej leżała książka, którą zapewne czytała. Podniosłem ją i położyłem na stolik. Sam usiadłem obok czerwonowłosej i przykryłem nas materiałem. Chociaż, kiedy chciałem się lepiej ułożyć, to nie chcący trąciłem ją ramieniem. Pod tym wpływem, znalazła się na moim ramieniu. Była cała zimna, dlatego też przytuliłem ją do siebie. Głową wyglądała w zagłębieniu mojej szyi. Chyba jej nawet wygodnie było, bo odwzajemniła uścisk. Czułem jej serce, które było powoli i spokojnie, lecz moje, z każdym uderzeniem jej oddechu o moją skórę, przyśpieszało. Przechodziły mnie dziwne, przyjemne dreszcze. Widziałem jej uśmiech na twarzy. Chciałbym, żeby zawsze była tak uśmiechnięta. Dopilnuje tego.

*Nazajutrz*

Pierwszą rzeczą jaką poczułem po przebudzeniu to bolące plecy. W sumie nić dziwnego jak prawie całą noc śpi się na siedząco. Drugą rzeczą, która rekompensuje mi to, jest lekki ciężar na mojej klatce piersiowej oraz ciepłe ręce w okół mnie. Czyli to ne był sen, ale one mogą być wieczne, a w tej sytuacji muszę ją obudzić. Szkoda, może jeszcze kiedyś jeszcze raz będę mógł tak zasnąć.
-Kushina...- mówienie nic nie pomoże- Kushina, wstawiaj, bo się spóźnimy- potrząsanie trochę pomogło. Jednak ona była całkiem zdezorientowana.
-aha...- odpowiedziała. Ja za to poszedłem do siebie i spakowałem się na dzisiaj. Gdy skończyłem, zobaczyłem jakiś pakunek na biurku. Otworzyłem go, a w środku była frotka, ale nie byle jaka. Miała wyhaftowane znaki na niej. Spojrzałem na notkę, przyłączonej do paczuszki:

*Mam nadzieje, że się przyda. Powodzenia na meczu. Trzymam kciuki.
Kushina ^^*

Ona nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Uśmiechałem się na tę wiadomość.
Po krótkim czasie już byliśmy w szkole. Od samego progu inni uczniowie życzyli i mojej drużynie powodzenia. Inni pytali z kim gramy. Czyli każdy wie, że to dziś. Jeszcze większa presja.
-Nie przejmuj się Akashi i tak wygracie- powiedziała moja współlokatorka z uśmiechem. Wtedy też spotkaliśmy Kiyomi-san - O... Kiyo-chan! Do zobaczenia na lekcji- i pobiegła do koleżanki. Ja musiałem jeszcze załatwić drobne formalności. A po 3 lekcji ostatni trening. Lecz mam coś w zanadrzu, coś czego inni nie mają. Mój talizman. Kurde.... zaczynam mówić jak Shintarou.

~Kushina~

Dzisiejszego poranka bardzo ciężko było wstać, ale trzeba było. No w końcu jak Cie poganiają, to już inna sprawa. Po tej rozmowie z Akashi'm poszłam porozmawiać z Kiyo-chan. Pytała mnie o książkę. Odpowiedziałam, że jeszcze jej nie skończyłam. Zdziwiła się i żartem powiedziała, że akurat te książkę czyta się szybko. Ja chyba wolałam sobie pospać. Jednak po chwili zauważyliśmy naszą wychowawczynie jak rozmawia z jakąś uczennicą. Nie znałyśmy jej. Pewnie jest tu nowa, może dlatego. Niby wyglądała na dziewczynę w naszym wieku. Jedyne co tu nie pasowało to wzrost. Była dość niska. Włosy też miała krótkie, takie 3/4 długości szyi. Były takie ciemno brązowe, ale nie wchodzące w czarny. Oczy też były podobne do koloru włosów. Ubrana oczywiście w standardowy mundurek szkolny. Skoro rozmawia z nasza panią, to pewnie będzie w naszej klasy. Ciekawe, jaka ona jest.

Kuroko no Basuke ~other story~ (Rozdział 10 "Nadzieja umiera ostatnia. Czas próby cz.2")

~Kushina~

To ten dzień. Mojej próby. Niby dzień zaczął się normalnie jednak Akashi'ego rano nie było w dom. Zostawił mi kartkę, że musi wyjść wcześniej. Było mi smutno, pierwszy raz od przyjazdu tutaj idę sama do szkoły. Cóż.... tak musi być. Zrobiłam i zjadłam śniadanie, wzięłam torbę i kluczę. Poszłam do szkoły. Jadąc pociągiem widziałam rozmawiających ze sobą przyjaciół, z pięć par siedzących koło siebie i dużo więcej. A ja sama.....Dziwnie mi tak było. W końcu dojechałam na miejsce i poszłam do szkoły. Miałam mieć tylko 4 lekcje, apotem konkurs i nie wracać na pozostałe lekcje. Całe szczęście. Bo bym psychicznie nie wytrzymała. A lekcje trwały, a ja nie robiłam nic [tylko] udawałam, że słyszę, ale nie mogłam się skupić. Mało się uczyłam po tym wczorajszym wydarzeniu z Akashi'm. Właśnie, czy on jest dziś? Obejrzałam się za siebie po kryjomu i zobaczyłam go. Jak zwykle uważał, był dobrym uczniem. Nagle nasze spojrzenia spotkały się, uśmiechnął się łagodnie. Od razu wcisnęłam wzrok w książkę. Już czułam rumieńce na twarzy. Ciekawe, czemu musiał wcześniej wyjść.... może miał trening? Wtedy usłyszałam głos dzwonka. Po przerwie idę. Jak zwykle boli mnie brzuch z nerwów. Da się do tego przywyknąć.
-Przygotowałaś się, Kushi-chan?- spojrzałam na Kiyomi. Stała obok mojej ławki z uśmiechem na twarzy.
-Powtórzyłam sobie tylko, bo przez przypadek zasnęłam
-Mam nadzieje, że obie się dostaniemy dalej- Oby tak było
-Kiyomi!- ktoś w drzwiach wołał moją koleżankę
-Idę! -odpowiedziała- Wybacz Kushi-chan, później pogadamy- Kiwnęłam głową, a ta podbiegła do dziewczyny i wyszły z sali. Zauważyłam, że w klasie jestem sama.
-Gomen....- odwróciłam się za siebie- że zostawiłem Cię dzisiaj samą w domu rano, musiałem coś z trenerem objaśnić- wiedziałam, ale czemu mi mówi, dlatego go nie było. Przecież to jego życie.
-Nie szkodzi- uśmiechnęłam się. Wtedy zrobił coś czego się nie spodziewałam. Mianowicie zbliżył się na poziom mojej głowy i położył tam rękę. Zanurzył dłoń w moje gęste włosy.
-Powodzenia na konkursie- powiedział szeptem, ale skąd wiedział, nic mu nie mówiłam. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie mogłam się nawet ruszyć. A on zbliżał się do mnie coraz bliżej.
-A...ka- zdziwiona byłam. Już zamykałam oczy czekając na to co się stanie.
Dryyyńńń!!!!
Szybko ocknęłam się i otworzyłam oczy.
Seijuuro tylko westchnął, wziął swoją rękę, a siadając przy swojej ławce, usłyszałam tylko "Do kończymy to kiedy indziej". Wciąż byłam w szoku. Co by się stało, gdyby dzwonek nie zadzwonił?
-Kushi-chan!!- spojrzałam na wejście do sali- No chodź już!- krzyknęła do mnie Kiyomi
-O... HAI!!- wcięłam na szybko swoje rzeczy i mijając czerwono-włosego, widziałam jak coś mówi, lecz tak, żebym tylko ja to słyszała. Z ruchu jego warg wyczytałam słowo "Ganbatte"* .
Kiedy byliśmy już zebrani pod główną bramą szkoły, dostaliśmy ostatnie wskazówki i ruszyliśmy. Tamta szkoła była dość blisko naszej, dlatego szliśmy nie więcej jak 30 minut. Gdy tylko przeszliśmy jej próg, napotkaliśmy pełne zawiści spojrzenia otaczających nas osób. Nasi starsi koledzy i koleżanki, którzy szli przed nami, zachowywali się normalnie jakby tego nie widzieli. Cóż..... ja i Kiyomi jesteśmy najmłodsze, więc dla nas takie zachowanie było dość dziwne. Wtedy zauważyła to przewodnicząca klubu i podeszła do nas.
-Nie przejmujcie się nimi. Oni chcą specjalnie was zestresować i zdenerwować, wiedzą, że z nami szans nie mają, dlatego to ich ostatnia linia obrony. Po prostu nie zwracajcie na to uwagi, dobrze?- mówiła to tak beztrosko i tak ciekło. Ogólnie przewodnicząca jest bardzo przyjazną i miłą osobą.
-Hai!- już z uśmiechami, powiedziałyśmy jednocześnie.
-Dajcie im poznać, że nie jesteście słabe. Liczę na was- i poszła na swojej miejsce, na początek naszej grupy, prowadząc nas. Dzięki niej mam nowe siły, mam nadzieje, że się uda.
Po przejściu przez drzwi do sali, zajęliśmy określone przez sprawdzających ławki. Okazało się, że nas wszystkich po kątach rozproszyli. Mi trafił się sam środek tego wielkiego pomieszczenia. Przywykłam do tego. Wyjęłam z torby tylko mój szczęśliwy czarny długopis i czekałam, aż rozdadzą wszystkie arkusze. Później, zwyczajowo mówili: ile mamy czasy, ile stron ma konkurs, ile trzeba do kolejnego etapu, co zrobić gdy popełni się błąd itd. Osobiście nie chciało mi się tego słuchać, bo po co? Przecież każdy to powinien wiedzieć.
-Dobrze. Jest za minutę będzie 13 wtedy zaczniecie pisać- ta informacja była ważna. Patrzyłam na wielki zegar oraz czekałam ostatnie sekundy. Kiedy już wybiła pierwsza, usłyszałam tylko- Zaczynajcie! - Potem kompletna cisza. Żadnych szmerów, czy krzyków, było słychać tylko przewracane kartki. Po zlustrowaniu osób siedzących koło mnie, ja także otworzyłam i przejrzałam test. Standardowo pół zadań zamkniętych, pozostałe pół to otwarte. Z zamkniętymi nie miałam problemu w ciągu 15 minut je zrobiłam. Mam przynajmniej dużo czasu na otwarte. Przeczytałam treść jednego z nich. Potem jeszcze raz i znowu..... cóż, jakby to powiedzieć..... NIE ROZUMIEM POŁOWY ZADANIA!!! Już po mnie!

~Akashi~

Wyszła. Pełna zdziwienia i .... przerażenia? Czy dobrze zrobiłem? A może zwykle ją zostawić ? Nie wiem. Spojrzałem w okno. Widziałem jej uśmiech jak rozmawiała ze znajomymi. Chciałbym, żeby zawsze miała taki wyraz twarzy. O... już idą. Wiem, że jej się uda. Ona ma konkurs, a ja mecz i oboje damy z siebie wszystko.
Dziś lekcje dla mnie się ciągnęły oraz nie zbyt ciekawiły. Miałem wielką ochotę skąd po prostu wyjść, być przy niej, bo nie mogłem się na niczym innym skupić. Na całe szczęście dzień się kończył i został tylko trening, ale na nim też nie mogłem się w pełni koncentrować. Nawet reszta się pytała, czy nic mi nie jest. Mówiłem, że nic, przecież nie powiem, że martwię się o Kushinę, byłoby jeszcze gorzej. Po skończonym treningu, wróciłem do domu, tym razem zamkniętego. Myślałam, że jej nie ma, ale od progu usłyszałem
-Okaeri- tyle czekałem, żeby znowu go usłyszeć, mam teraz jakąś ulgę.
-Tadaima- powiedziałem z uśmiechem. Spojrzałem na salon, lecz nie widziałem dziewczyny- Kushina, gdzie jesteś?
-Na kanapie- machnęła, wyciągniętą ręką znad sofy. Podszedłem bliżej, faktycznie leżała i coś pisała. Pochyliłem się, żeby spojrzeć, ale czerwonowłosa była szybsza i zamknęła zeszyt, zanim cokolwiek zobaczyłem.|
-Akashi?!- podniosła się do siadu i zarumieniona spojrzała na mnie, trzymając w żelaznym uścisku zeszyt.
-Słucham?- zaśmiałem się, siadając na podłokietniku. Naburmuszyła się trochę, dlatego zapytałem- Co to jest?- wskazałem na rzecz w jej rękach
-Nie ważne- jeszcze bardziej się naburmuszyła i odwróciłam głowę. Więc tak pogrywa...
-No powiedz- zbliżałem się do niej coraz bliżej, dopiero, kiedy byłem tuż przy jej twarzy powiedziała cicho
-...pamiętnik...- bezgłośnie powiedziała, ale ja ją słyszałem. Potem skuliłam się w sobie
-Co? Nie słyszałem. Możesz głośniej- wtedy, widziałem, że zaraz wybuchnie i...
-PAMIĘTNIK!- dobrze, ze się trochę odsunąłem, bo pewnie słuch bym stracił
-Ale nie musisz krzyczeć- powiedziałem pełen spokoju. Jej mina wskazywała, że się trochę załamała.

~Kushina~

Co to miało być ??!! Najpierw mnie pyta, gdzie jestem, potem co to jest, a później, żeby mówiła głośniej, by na końcu powiedzieć, że mam nie krzyczeć?!Czasem na prawdę go nie rozumiem. Poza tym czemu tak zareagowałam? Przecież to był tylko żart. Może przez konkurs, a może tym, co się wydarzyło w szkole?

Nie „żegnaj”, lecz „do zobaczenia” (Sebastian x Ciel „Kuroshitsuji”)

10 październik 2012r.

Drogi Sebastianie,

Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Wszystko się rozsypuje. Moje życie zaczyna tracić sens. Rodzice postanowili, że mają mnie dość. Chcą mnie wyrzucić. Nie chcą mieć ze mną do czynienia. Rozumiem ich. Kto chciałby mieć cokolwiek wspólnego z takimi osobami jak ja. Zastanawiam się tylko, dlaczego ty mnie porzuciłeś? Mówiłeś. Że mnie kochasz, a zostawiłeś samego z problemami. Mówiłeś, że wszystko przetrwamy razem, a ciebie nie ma. Mówiłeś, że nigdy mnie nie zranisz, a to uczyniłeś. Rozumiem, że jestem młodszy i to nawet dużo. Bałeś się? Sądziłeś, że to za duża różnica? Czy rozdzieliło nas to siedem lat? Przez to wszystko się rozsypało? Może bałeś się konsekwencji tego, że o wszystkim dowiedzieli się moi rodzice? To również zrozumiem, jednak, jeśli to był powód to czuję się oszukany. Składałeś tyle obietnic, a nie dotrzymałeś ani jednej. Nie ważne. Wiedz jednak, że nawet jak będziesz chciał to odkręcić to teraz już nie dasz rady. To koniec. Wyrzucony z domu nie będę miał, co ze sobą zrobić, a wtedy to skończę. Na dobre zakończę swoje cierpienie. Prawdopodobnie stanie się to zanim dotrze do ciebie ten list. To ewidentny koniec, a ten list jest ostatnim pożegnaniem. Ostatnią wiadomością. Naprawdę bardzo się cieszę, że cię poznałem i nie żałuję żadnej wspólnie spędzonej chwili, żadnego gestu. To nie ja to zakończyłem nie podając powodu, dlaczego.
Żegnaj,

Ciel


-O-O-O-O-

14 październik 2012r.:
Mężczyzna zgniótł kartkę w dłoni. List przyszedł do niego rano. Od tamtej pory bezskutecznie próbuje skontaktować się z nadawcą.
Na pogniecioną kartkę spadła kropla. On płacze? To dziwne. Łzy popłynęły strumieniem. Nigdy jeszcze nie płakał. Nigdy.

-O-O-O-O-

„The Times” 10 październik 2012r.:
„Dziś o 10:00 z Tamizy wyłowiono zwłoki chłopca. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Jego wiek szacuje się na szesnaście lat. Jeśli ktokolwiek mógł go znać prosimy o informacje”
Wyrzucił gazetę do kosza. Chłopak miał racje. Nie zdążył nic zrobić. Nie miał nawet szans.
„Żegnaj” nie, lepiej brzmi…
-…Do zobaczenia.

Czas znika bezpowrotnie… Czy na pewno?

„-Mamo, mamo, mamo! U mnie w pokoju, na łóżku, śpi mały dinozaur – do kuchni wbiegła mała dziewczynka. Jej niebieskie oczy lśniły. Była ubrana w śliczną różową sukienkę. Wyglądała jak laleczka w zestawieniu z jej długimi, blond włosami zaplecionymi w warkocz opadający na plecy.
-Jaką ty masz bujną wyobraźnię – powiedziała starsza kobieta z promiennym uśmiechem – zawsze jak nie rycerz to jakaś piękna dama. Jednak pierwszy raz wymyśliłaś dinozaura.
-Ja go nie wymyśliłam. On tam jest i coś jest nie tak, bo oni zawsze znikają po chwili, a on śpi tam już kilka godzin – upierała się malutka.
Jej matka westchnęła. „Zawsze wymyśli coś nowego” pomyślała.
-Idź się w takim razie z nim pobaw. Na pewno się nudzi.
-Może masz racje mamusiu – powiedział dziewczynka rozpromieniając się. Zawróciła i pobiegła z powrotem do pokoju.”

„Dlaczego nigdy mi nie wierzyła” rozmyślała śliczna dziewczyna o niebieskich oczach i długich blond włosach idąc ulicą dziewiętnastowiecznego Londynu.
Był rok 1813. Trwała wojna ze Stanami Zjednoczonymi. Dziewczyna prychnęła uśmiechając się pod nosem.
„Pomyśleć, że to USA będzie później większe i bardziej szanowane na świecie. Lekka ironia, że tak naprawdę powstało z Anglii” 
Skręciła w stronę Katedry św. Pawła.
„Im szybciej sprawdzę ścieżki tym szybciej pozbędę się tej okropnej sukni. Moda w XIX wieku była wyjątkowo nie wygodna”
Szła ulicami tętniącego życiem Londynu nie myśląc, że wszyscy są tacy beztroscy. Ona znała wynik wojny brytyjsko-amerykańskiej. Wiedziała, że niedługo odbędzie się bitwa pod Yorkiem, którą wygrają amerykanie.
„Nieświadomi ludzie”
Dziewczyna potknęła się o suknie.
„Nie byłoby mnie tu, gdyby nie leniwy Xavery, któremu nie chce się ruszyć tyłka i sprawdzić okoliczności dziwnej wyrwy w czasie. Leń!”
Dziewczyna zatrzymała się pod katedrą. Rozejrzała się i wślizgnęła do kościoła.
„Obibok wolał zostać i pilnować Luny niż uganiać się po Londynie.”
Wnętrze budowli było chłodne i wielkie. Dziewczyna nie lubiła takich miejsc. Wysoko pod sklepieniem bujały się kandelabry. Mimo całej tej atmosfery grozy bazylika była naprawdę piękna. Bogate zdobienia dodawały trochę ciepła.
„Za mało ciepła”
Jeszcze raz rozejrzała się po wnętrzu podziwiając witraże i ruszyła do jednego z ciemnych kątów. Skupiła się i otworzyła przejście. Wkroczyła na ścieżki czasu i ruszyła przed siebie. Po chwili znalazła spora szczelinę, a raczej w nią wpadła. Westchnęła.
-Dlaczego zawsze mi się to przytrafia? – mamrotała pod nosem.
Spojrzała w górę, zebrała myśli, skupiła się i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła była już z powrotem na ścieżce. Spojrzała w dół.
„Co mogło stworzyć taką wyrwę? Chyba tylko działalność osób trzecich. To by oznaczał, że na ścieżkach grasuje…”
Wtedy coś ją uderzyło w bok. Straciła na chwilę oddech. Szybko się jednak otrząsnęła i przyjrzała przeciwnikowi.
„… demon.”
Miał dwa i pół metra. Jego skóra była czerwonej barwy. Zastukał kopytami o podłoże i zamachał łbem. Rogi zalśniły groźnie, a z pyska potoczyła się piana i ślina.
„Fuuu… Jeśli to coś mnie ubrudzi to zabiję Xaverego gołymi rękami.”
Demon nacierał na nią, jednak ona cały czas wykonywała uniki. Analizowała go.
„Demon niższego rzędu. Brak specjalnych zdolności. Rozum zwierzęcia.”
-Phi… In a Creatore initi custodiam uias et servis eius quae ego praecipio tibi interitum? De quo ad inferni barathrum.*
Demon zaryczał gniewnie i próbował uciekać jednak w jednej chwili pochłonęły go czarne płomienie.
Dziewczyna zamknęła szczelinę i ruszyła w drogę powrotną do XXI wieku.

Piętnaście minut później zeszła ze ścieżek i stanęła w kuchni domu, w którym mieszkała. Zdarzyła już zdjąć niewygodna suknię i znowu była w jeansach.
-Lu! – zawołała.
Do pomieszczenia natychmiast wpadł jej ukochany zwierzak, którego miała od piątego roku życia. Niewyrośnięty (wielkości owczarka niemieckiego) tyranozaur. Pewnego dnia pojawiła się w jej pokoju i już nie zniknął.
Za Seleną do kuchni wszedł chłopak o czarnych włosach, ostrzyżonych tak, że każdy sterczał w inną stronę, i zielonych, jak mech, oczach. Uśmiechnął się pogodnie.
-Jak ci poszło Selena? Naprawiłaś ścieżkę?
-Tak, a teraz zabieram Lu na spacerek – Spacer w wykonaniu dziewczyny i dinozaura byłby oczywiście w XXI wielu dość nietypowy, wiec by Luna mogła się wyganiać Selena cofała się z nią w czasie do ery sprzed wymarcia tych wielkich gadów.
-Spoko. Do następnej szczeliny mogę iść ja.
Selena tylko kiwnęła głową i otworzyła ścieżkę. Ruszyła nią do ery prehistorycznej. Coś ją jednak męczyło.
„Ten demon był za głupi by stworzyć taka wyrwę czasową. Mało, który byłby do tego zdolny. Niemożliwe by On wydostał się na wolność. W ten sposób może pokazać swoją obecność i siłę. Jeśli to prawda czeka nas ciężka walka. Z Księciem Niebios. Gwiazdą Poranną. Lucyferem.”

**********************

*
„Na mocy strażników ścieżek, powołanych przez Stwórcę i jemu służących, rozkazuję ci, zniknij! Wróć do otchłani piekielnych, skąd przyszedłeś” (takie dramatyczne O.o ).
<Macie tu Xaverego ze starszym bratem. Po prostu skorzystałam z postaci występującej w komiksach KattLett. Uwielbiam jej twórczość ^^. Ta parka wystąpiła w „theNOM: AlternatiVe” i „theNOM: ParadiSe”>